wtorek, 7 kwietnia 2015

Wyjątek sprawdza regułę.

       No i właśnie. Jak to jest? Mama przecież całe życie powtarza nam (czyli do jakiegoś 25 roku życia), że palenie jest złe i uzależnia. A my co? My i tak jej nie wierzymy i sprawdzamy to na własnej skórze. Czemu tak jest? No póki co nikomu jeszcze nie udało się rozwikłać tej zagadki, ale nie ma co załamywać rąk, bo zazwyczaj jest tak, że już po tym okresie "marudzenia" (jak to mówią dzieci o dobrych radach swoich rodziców) przychodzi taki dzień w którym stwierdzamy, że mama miała rację i trzeba jej było słuchać. Niestety zdajemy sobie wówczas sprawę, że sami staliśmy się tymi "marudami" i sami uprzykrzamy sobie życie ciągłymi obietnicami "muszę rzucić palenie..."
       A teraz spójrzcie na to z innej strony. Gdybyśmy posłuchali tej strasznej rady naszej mamy
  1. uniknęlibyśmy 25 lat narzekania
  2. zaoszczędzilibyśmy hajs z kieszonkowego
  3. uniknęlibyśmy dożywotniego narzekania przez nas samych (ale jak powszechnie wiadomo - palacze żyją krócej, więc długo to nie potrwa, szkoda że tak nie jest z debilami, ale nie można mieć wszystkiego).
       Idąc tym tropem zastanawiamy się dlaczego człowiek w prawdzie uczy się na błędach, ale pewnego dnia ma nagłe zaćmienie umysłu i po raz kolejny podejmuje decyzję, która z góry jasno daje mu do zrozumienia, że będą przez to same problemy. Przykład, przykł.... O! Przykład doskonale znany wszystkim od wieków (zaznaczam, musi to być coś takiego co dotyczy każdego z nas) - MIŁOŚĆ. W ogóle mnie nie dziwi ten oczywisty uśmiech w kąciku twoich ust. Każdy kto kiedykolwiek kochał (nie mówię tylko o drugiej połówce płci przeciwnej), wie, że każda miłość nas czegoś uczy. Pół biedy jeżeli są to tylko przyjemne nauki (if u know what i mean :)). Niestety taki scenariusz zdarza się bardzo rzadko. Jak to wyjątek reguły. I tu bywa już bardzo różnie. Albo ktoś cię zdradzał albo okłamywał albo przestał kochać albo (mój ulubiony) zwyczajnie się tobą znudził. Co dzieje się później? Płaczemy, szlochamy, wyrywamy włosy z głowy. Do czasu. Aż pojawi się zupełnie nowy obiekt do kochania. Wszystko wtedy związane z naszą dawną "miłością" staje się bleee... I nawet cieszy nas, że to już za nami bo teraz mamy prawdziwą miłość przed sobą. Ile razy tak było? Do pięciu jest to w miarę akceptowane, później? Ośmielę się stwierdzić, że masz poważny problem, ale nie licz, że zdiagnozuję twój przypadek, są od tego specjaliści (a na mnie zwyczajnie cie nie stać). Wracając. Pojawia się ta miłość twojego życia. Ta już ostateczna, jedna jedyna, inna niż wszystkie i... I po pewnym czasie stajesz w połowie drogi i dopada cię to cholernie cudowne, a zarazem straszliwe uczucie: "to jest moja prawdziwa miłość". Zaczynasz rozumieć, że to wszystko co było wcześniej było ważne, ale nie najważniejsze. Co istotne. To, że to wszystko jest dla ciebie takie ważne wiesz tylko ty. Nikt inny tego po tobie nie pozna, dlatego tak często słyszymy "to nie jest ktoś dla ciebie", "zastanów się czy ta osoba jest dla ciebie najlepsza"...

       Nic nie dadzą twoje zapewnienia. Przyjdzie taki dzień, że wszyscy to w końcu zobaczą, ale musisz też wiedzieć, że nie tylko oni zobaczą. Zobaczy to również TA osoba. Jeżeli chcemy, aby ONA to widziała, to powinniśmy mieć pewność, że TA osoba też to czuje. Jeżeli tak jest to tu moja rola się kończy. Ale jeżeli źle ocenisz sytuację i okaże się, że TA osoba nie postrzega cię tak jak ty ją to dosłownie mówiąc, masz przejebane. Jak to dlaczego? Przez cały czas stajesz na głowie i robisz wszystko żeby ją do siebie przekonać, żeby zaczęła cię traktować jako najważniejszą miłość swojego życia. Wyjścia są dwa. Niestety żadne z nich nie jest dobre dla ciebie. Po pierwsze. Męczysz się całe życie i masz nadzieję, że któregoś dnia Ta osoba też cię tak pokocha. Nie pokocha. To się wie od razu. Nie po roku czy pięciu. Nie trzeba do tego nikogo nakłaniać. Po drugie stajesz się swego rodzaju niewolnikiem. Ta twoja miłość już wie co do niej czujesz i ma sto procent pewności, że i tak jej nie zostawisz więc ma wolną rękę, może mieć dwa w jednym. Kogoś kto zawsze czeka w domu i szansę, na miłość swojego życia. Czyż nie jest to idealne rozwiązanie dla TEJ osoby, która myśli "teraz ktoś o mnie dba, stara się, adoruje i co najważniejsza nie zostawi. Ja też odnajdę kiedyś kogoś kto będzie tak ważny dla mnie".
     
       No HALO?!?!??? Chcemy tak żyć? Być zawsze numerem dwa? Wiedzieć, że któregoś dnia nasza bańka mydlana może pęknąć i pozostawić po sobie coś w rodzaju mgiełki przez chwilę odczuwalnej na naszej skórze?

       Nie mam lepszej rady w tej sytuacji, a decyzja i tak jak zawsze należeć będzie do nas samych. Musisz odpowiedzieć przed samym sobą czy chcesz być wyjątkiem czy regułą. I jedynie mam nadzieję, że dostrzegasz różnicę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz