wtorek, 26 maja 2015

Ja nigdy bym Pani nie odesłał do gazu.

       Za każdym razem, zaraz po przebudzeniu, choćby nie wiem jak miała ciężka noc, jej nogi wiodą ją prosto do kuchni, a palec wskazujący prawej ręki jakby zupełnie odruchowo ląduje na przycisku włączającym czajnik. Sięga swój ulubiony kubek do kawy i w oczekiwaniu na wrzątek idzie jeszcze lekko po omacku do łazienki za pierwszą potrzebą. Siada na toalecie podpierając ciężką głowę dłońmi wspartymi przez łokcie na kolanach i myśli ależ ja współczuje facetom, że tak muszą od rana stać nad kiblem, gdy tymczasem ja wygodnie sobie siedzę. Podchodzi do umywalki, obmywa twarz letnią wodą i przez chwile patrzy w lustro bez słowa, a w myślach tylko sobie odpowiada i po co ci to głupia było, cały dzień na kacu, na własne życzenie. Kręci w geście rezygnacji głową, wychodzi z łazienki, gasi światło i zmierza w kierunku czajnika, aby zalać kawę bez której funkcjonować nie potrafi. Dolewa mleko, siada na swoim ulubionym blacie skierowana twarzą do okna. Odpala papierosa i w milczeniu delektuje się tą chwilą. W pewnym momencie, przypomina sobie coś co nie daje jej spokoju. Zeskakuje z blatu biegnie do sypialni, prawie gubiąc zęby na zakręcie i wybiera pierwszy na liście numer. Sygnał oczekiwania przeciąga się w nieskończoność, a ona podskakując na palcach jakby jej się chciało siku szepcze do siebie, odbierz, cholera odbierz no. W słuchawce nagle odzywa się głos młodej dziewczyny, która bez ogródek mówi, czy ciebie zupełnie powaliło, wiesz która jest godzina!? Z lekka lekceważąc pytanie swojej przyjaciółki rzuca do słuchawki, tak prawie południe, lepiej mi powiedz jak to się stało, że nie jesteś u mnie po wczorajszej imprezie!? W słuchawce głucha cisza. Nagle słychać odgłosy ziewania i przeciągania. Wreszcie zaczyna mówić, no co mam ci powiedzieć, pamiętasz tego blondyna przy barze? W sumie to powinnaś być mu wdzięczna, wpakował cię do taksówki i zapłacił za kurs, żebyś bezpiecznie wróciła do domu! Nie wierzyła własnym uszom. Tak, chyba, żeby mógł cie w spokoju przelecieć. Nie chce znać szczegółów, daj znać jak dojdziesz do siebie. Czerwona słuchawka i powrót na blat był teraz jej najlepszym pomysłem. Odpaliła kolejnego papierosa i bujała się niczym niedorozwinięta na blacie w rytmach swoich ulubionych piosenek. Prysznic, tak tego mi teraz trzeba. A że w głośnikach własnie odpalił się zupełnie przypadkiem Death Proof - Down in Mexico, nie pozostało jej nic innego jak w najbardziej erotyczny i kuszący sposób, tanecznym krokiem zrzucić bardzo skąpą koszulkę, tak zwaną nocną, i udać się do łazienki, aby tam pod prysznicem dokończyć to co zaczęła przed lustrem w przedpokoju. Dając sobie klapsa w prawy pośladek powiedziała, zmarszczek coraz więcej, ale tyłek nadal jędrny, więc czym ja się do cholery przejmuję, i jakby nigdy nic zaczęła skupiać się na sprawach życia codziennego. Szybki przegląd prasy, nowinki internetowe i już miała wstać kiedy jej telefon zawibrował, a w prawym górnym roku pojawiła się zielona dioda. O wstała księżniczka. Lepiej późno niż wcale. Chwyciła telefon zupełnie od niechcenia i lekko zamarła. Hej maleńka, widzimy się wieczorem? Z radości nawet lekko podskoczyła, bo wiedziała, że nikt jej nie widzi. Pewnie, że się widzimy, pomyślała i odpisała co proponujesz?

       Wieczór był stosunkowo ciepły jak na majowy i nawet nie zapowiadali deszczu, aczkolwiek w zaistniałej sytuacji chyba byłoby jej wszystko jedno. O 22 mieli się spotkać w najbardziej undergroundowym lokalu w tym mieście. Bardzo cieszyła się na to spotkanie, bo miała już dość imprez w modnych drogich klubach do których ciągnęła ją jej najlepsza przyjaciółka. Cieszyła się, że będzie mogła założyć na siebie to co chce, a nie to co powinna, bo inaczej jej nie wpuszczą. Dochodząc do wyznaczonego na spotkanie miejsca, zatrzymała się wyjęła z kieszeni papierosa i zaczęła w torebce szukać zapalniczki. Musiała wyglądać dość komicznie z papierosem w ustach i nosem w torebce, przeklinając przy tym jak stary żul. Już prawie straciła nadzieję, że będzie mogła ukoić nerwy przy pomocy tego trującego nałogu, kiedy nagle przed sobą ujrzała postać od pasa w dół, mówiąca do niej, taka ładna buzia, a tak brzydko mówi, chcesz ognia? Podniosła wzrok i otworzyła lekko buzię, co sprawiło, że papieros prawie wypadł jej na chodnik. Zawsze jednak miała dobry refleks, uśmiechnęła się i powiedziała, dzięki, tego mi było trzeba. Jak będziesz tyle palić, to niedługo się przekręcisz, dodał i odpalił swojego papierosa. Uśmiechnęła się do niego szczerze, ale z lekką ironią po czym razem udali się na imprezę. W klubie było ciemno i duszno, a w powietrzu unosił się gęsty dym papierosowy. Do tego niebieskie światło, które oświetlało salę było tak intensywne, że zaczęła żałować, że nie zabrała ze sobą okularów przeciwsłonecznych. Z resztą chyba nie ona jedna. Rozejrzyj się za jakimś miłym miejscem, ogarnę alko, powiedział i zniknął w tłumie. Miłym miejscem? Tak naprawdę wszystko mi jedno, możemy nawet usiąść na podłodze wymamrotała i w tym momencie dostrzegła idealną przestrzeń na spędzenie tego wieczoru. W niedalekiej odległości od parkietu, za filarem, który lekko ich zasłaniał, ale jednocześnie pozwalał na to, aby to szalone niebieskie światło delikatnie do nich docierało, stała stara dwuosobowa kanapa w kolorze żwiru, a przed nią mały metalowy stolik z butelką po piwie, która teraz służyła jako popielniczka, chyba. O tu jesteś, już myślałem, że cie nie znajdę, powiedział, na co ona szybko dodała nie oddalałam się od parkietu na wypadek gdyby naszła cie ochota na tańce. Odstawił piwo na stolik, spojrzał na nią robiąc groźna minę, tak wyglądał przy tym dość zabawnie, i dodał nigdy nie zobaczysz jak tańczę. Roześmiała się wniebogłosy i odparła skąd wiesz, że już nie widziałam? Bo gdyby to była prawda, raczej byś tu teraz nie siedziała. Odparł z lekkim żalem w głosie.

       Fakt, na tańce namówić go nie mogła, ale chyba nawet nie chciała z nim tańczyć. Podobało jej się, że w miejscu tak pełnym ludzi on zachowuje się, jakby nikogo poza nimi tam nie było. Spotkali paru znajomych, ale poza wymienionymi uprzejmościami, uściskami dłoni czy cmoknięciem w policzek nie trwało to dłużej niż minutę do trzech. Kiedy parkiet się zagęścił, a stosunek ilości pijanych ludzi do tych trzeźwiejszych był znacznie przeważający, nachylił się w jej kierunku tak, że na szyi poczuła jego ciepły oddech pachnący mieszanką piwa, papierosów i gumy balonowej, którą częstował ja cały wieczór. Lecimy do mnie czy do ciebie? Zapytał i kusząco poruszał brwiami, żeby nie poczuła się speszona, a w razie jej odmowy, mógłby to obrócić w żart, choć oboje wiedzieli, że odmowy nie będzie. Kto ci powiedział, że chcę gdzieś iść? Zapytała zupełnie serio. Speszył się i już miał zmienić temat, kiedy ona wybuchnęła śmiechem i dodała, chodźmy do ciebie, zapewne masz świetną kolekcję płyt, którą musisz mi pokazać. Popatrzył na nią lekko zmieszany, po czym dodał, płyt nie mam, a nawet gdybym miał zapewne i tak byś żadnej z nich nie przesłuchała i znowu zaczął ruszać brwiami uśmiechając się o wiele odważniej. Wstała, zabrała torebkę, nachyliła się nad nim tak, że nie mógł nie zauważyć jej delikatnego dekoltu, po czym powiedziała idę siku, za 10 min przed wejściem i nie czekając na jego reakcję odwróciła się na pięcie i poszła w kierunku toalet. Jedyna myśl jaka teraz przyszła mu do głowy, była na tyle nieprzyzwoita, że postanowił wstać wyjść na zewnątrz i w międzyczasie ostudzić nerwy paląc papierosa. Cholera ostatni, zaklął pod nosem i dostrzegł szyld sklepu nocnego.

czwartek, 21 maja 2015

Ja nigdy bym Pani nie odesłał do gazu.

     Och jak bardzo mi się marzy, aby w kilku prostych słowach, jak poeci w wierszach, opowiedzieć historię wielkiej miłości. Począwszy od pierwszych westchnień i spojrzeń kochanków po moment rozdarcia i panicznego strachu przed utratą drugiej połówki. Och jak bardzo podziwiam wielkich pisarzy za ich lekkość pióra i umiejętność doboru odpowiednich słów. Każde zdanie, każda fraza, każdy rym trafia w punkt i porusza mnie tak dogłębnie, że niekiedy nie potrafię się ocknąć i ze świata poezji wrócić do świata żywych. Och jakie to strasznie bolesne uczucie nie móc wyrazić za pomocą prostych słów swoich myśli, uczuć, pragnień, obaw. Tak bardzo czuję się pusta czytając piękne opowiadania i jednocześnie zdając sobie sprawę, że dokładnie to chciałam powiedzieć, ale zabrakło mi słów. A może to odwagi mi brak. Może boję się, że to co powiem zostanie zupełnie inaczej odebrane niż chciałam. Ale od kiedy to przejmuję się zdaniem innych.

       Och jak cudownie byłoby gdybym bez zbędnych frazesów umiała powiedzieć czym to wszystko co mnie teraz spotyka dla mnie jest. Bez przekleństw, bez zgryźliwości, bez... Bez całej tej niepotrzebnej otoczki, która tak naprawdę przysłania to co chcę powiedzieć.

       Och pomyślała i spojrzała w jego kierunku łapiąc się dosłownie na sekundę wraz z nim wzrokiem. Jednocześnie tak bardzo się speszyła, że nawet nie wiedząc kiedy patrzyła już zupełnie w innym kierunku, mając nadzieję, że on tego nie dostrzegł, ewentualnie speszył się jak ona i dlatego teraz towarzyszy im głucha cisza zakłócona przez miejski szum ulicznych korków. Pomyślała każdy gdzieś pędzi, każdy się do czegoś śpieszy, a przecież tak cudownie jest się zatrzymać na chwilę, złapać oddech i zatracić się w samym sobie bez opamiętania trzymając przy tym stęsknioną dłoń drugiej osoby. Pomyślała i nie wiedząc kiedy z jej oczu popłynęła jedna słona łza. Szybko przetarła rękawem swojego szarego swetra policzek, udając, że to kropla deszczu ni stąd ni zowąd pojawiła się na jej twarzy. Chyba będzie padać, powiedziała i wstała otrzepując spodnie na pupie od piasku i trawy. Popatrzył na nią dalej siedząc na krawężniku i zapytał z tym swoim błyskiem w oku to gdzie lecimy maleńka? Stała z otwartą buzią, tak jej się zdawało, a już na pewno z wybałuszonymi oczami, a przez jej głowę przeleciały setki odpowiedzi. Nie czekając dłużej na jej słowa, wstał, zabrał resztę wina do plecaka, złapał ją za rękę i zaczął iść niemal ciągnąc ją za sobą, po czym dodał znam fajne miejsce, zaufaj mi. Wszystko to wydarzyło się tak szybko i nieoczekiwanie, że nie zdołała nawet nic powiedzieć. Jedynie echem w jej głowie odbijały się jego słowa, które teraz wylewały się z jego ust jakby bez opamiętania. Opowiadał jej o wszystkim po trochu, tak jakby bardzo chciał, aby ona o tym wiedziała. Jakby chciał, aby go poznała bliżej. Ale po co, pomyślała i odwróciła się za siebie, jakby przypomniała sobie, że coś pominęła i musi wrócić aby to zabrać. Zatrzymał się, spojrzał na nią i chyba dostrzegł ten niepokój w jej oczach, który wylewał się z jej serca na chodnik tuż przed nim. Mała wszystko okey? Zapytał niepewnie, złapał ją w pasie i poczuł jak w tym samym momencie bierze głęboki wdech i rozpycha klatkę piersiową nową dawką powietrza tak łapczywie, że chyba zaraz pęknie. Uśmiechnęła się, zaciskając oczy tak mocno, aby żadna kropla łez z nich nie wypłynęła, już nigdy. Zabierz mnie tam gdzie nie będzie miejsca na pośpiech, na strach przed utratą chwili, bo każda chwila nie będzie miała końca. Zabierz mnie stąd bo... Kiwnął twierdząco głową i objął ją ramieniem wyznaczając dalszy kierunek wędrówki. Spojrzała na niego i widziała w jego oczach, postawie ciała i ruchach dumę. Dumny był, bo w swoich dłoniach trzymał drugą istotę. Trochę mniejszą i może nawet bardziej zagubioną niż on sam, ale co ważniejsze polegającą na nim. Zadziwiające, pomyślała, jak to facet zyskuje pewność siebie, kiedy czuje na plecach ciężar odpowiedzialności, słodki ciężar. Stanęli, spojrzał w górę, a ona śledziła jego wzrok. Jeszcze te kilkanaście schodków i jesteśmy na miejscu, dasz radę? Zaśmiała się, śmiechem tak szczerym i głośnym, że zrobiło jej się głupio. Znowu ten rumieniec, pomyślała i uwolniła się z jego ramion, aby jako pierwsza pokonać tą przeszkodę i poznać to cudowne miejsce, w którym spędzi dziś, a może nie tylko dziś, część swojego życia. Dotarła na szczyt. Rozejrzała się niepewnie. Spojrzała w prawo i dostrzegła w oddali miejski zgiełki. Samochody, tramwaje, autobusy i ludzie. Wszystko dudniło życiem, wszystko nadawało swój rytm, taki spójny, jednolity, a zarazem męczący i przytłaczający. Spójrz w lewo,powiedział, a ona zupełnie jakby rzucił na nią zaklęcie odwróciła głowę i dostrzegła to czego nigdy w życiu by się nie spodziewała. Na twarzy poczuła delikatny powiew majowego wiatru i ostre promienie słońca przebijające się jakby na siłę, przez korony drzew. Stała tak przez chwile i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Pod jej nogami rozpościerała się piękna zielona trawa, jakby ją ktoś farbą pomalował. Była soczysta i tak intensywnie pachniała, że przez chwilę nie mogła złapać regularnego oddechu. Uderzyło ją to jak skwar, który towarzyszy ci po przespaniu letniej nocy w namiocie. Chce ci się spać, ale nie możesz już dłużej znieść tej duchoty, która jest tak silna, że niczym poparzony wybiegasz z namiotu, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Mówiłem, że jest spoko, powiedział, chwycił ją za dłoń i zaczął biec przed siebie. Gdy dotarli na miejsce, jak jej się zdawało, zatrzymał się, zrzucił plecak z ramion, rozłożył ramiona i powiedział uwielbiam to miejsce, czuję się jakby nie istniało w tej chwili nic innego. Jej oczy zaszły łzami i uśmiechając się do siebie powiedziała dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Spojrzał na nią i dodał dla Ciebie wszystko maleńka. Usiadł na trawie, wyjął z plecaka wino i maleńki pakunek zawinięty w sreberko. Trzymaj, fajnie jest czasem odlecieć, niestety gorzej się wraca, ale warto. I niewiele myśląc zatracili się razem w tej chwili. On dalej opowiadał jej o sobie, ona lekko zawstydzona jedyne na co umiała się zdobyć to pojedyncze pytania bądź zdawkowe uśmiechy. Była szczęśliwa, wreszcie czuła się dobrze i bezpiecznie, kiedy on był w pobliżu. Wtedy zrozumiała, że nie liczy się nic poza tymi chwilami. Wtedy też wydarzyło się to czego najmniej się spodziewała. Zamilkł. Spojrzał w jej kierunku lekko pijanym wzrokiem i powiedział, opowiedz mi coś o sobie, coś czego nikt nie wie. Zamarła. Nie wiedziała co zrobić, tak bardzo nie lubi mówić o swoim życiu, a już w szczególności nie komuś kto jej się podoba. Jezu co on sobie o mnie pomyśli jak teraz nic nie powiem, nie mogę przecież milczeć, pomyślała i niewiele myśląc zrobiła coś co do tej pory w jej życiu się nie zdarzyło. Pocałowała go, delikatnie i namiętnie jednocześnie, po czym odsunęła się od niego, aby spojrzeć jaka jest jego reakcja i kiedy zobaczyła, że nadal ma lekko przymrużone oczy, dodała świetnie całuję.

poniedziałek, 11 maja 2015

Nie czekasz na mnie ostatnio z zębami.

       Powiedział i spojrzał na mnie tymi maślanymi oczami. Zabrzmiało to jak jakiś wyrzut z jego strony w moim kierunku. Prawda jest jednak nie do końca taka. Bo co jeśli ostatnimi czasy stałam się bardziej niecierpliwa niż zwykle? Co jeśli czekanie już mi się znudziło? Całe życie na coś czekam. Na pierwszy dzień w szkole, na pierwsze wakacje, na to, aż będę dorosła. Czekam na wiosnę i lato przez całą jesień i zimę, na wolny weekend po ciężkim tygodniu pracy. Czekam aż wrócisz do domu i będę mogła Ci powiedzieć na co czekałam cały ten dzień. Czekam na miłość, na seks i na sen. Czekam, aż mnie przytulisz, weźmiesz w ramiona i powiesz, że jestem Twoja na zawsze, na stałe, na resztę życia, aż się cali pomarszczymy ze starości i będziemy uśmiechać się do siebie szczerbaci, ale szczęśliwi. Czekam, aż wreszcie będziesz mnie chciał, aż będziesz miał odwagę i wewnętrzną siłę, aby zaproponować mi wspólne życie, tak po bożemu jak to babcia ma w zwyczaju mawiać. Czekam, aż któregoś dnia stanę w drzwiach ze łzami w oczach z tym małym pudełeczkiem na buty i wiem, że nie będę musiała już nic więcej mówić, bo już tyle razy o tym mówiliśmy. Czekam na jakiś przełom, małą odmianę, bo zamiast cieszyć się tym co jest tu i teraz ja ciągle na coś czekam. Odbiera mi to radość życia, spędza sen z powiem i ostro daje w kość. Co gorsza wiem, że jeżeli nawet się na coś doczekam, to będzie to radość chwilowa. Radość szczera, głęboka i szalona, ale na moment. Mówi się, że im dłużej się na coś czeka, tym większa jest później przyjemność, ale co to da, że dłużej poczekam z myciem zębów? Tylko moja próchnica będzie miała z tego ubaw zżerając mi zęby od środka.

       I wcale nie chodzi mi o to, że czekać mi się nie chce, bo zawsze mam tak, że gdy doczekam się już czegoś to na jego miejsce wskakuje inna chęć, potrzeba czy zachcianka. Może to teraz wydać się dziwne i uznasz, że coś ze mną jest nie tak, bo ciągle czegoś chcę, ale przecież już taka ludzka natura jest, że każdy w swoim życiu na coś czeka. Z upływem lat i z biegiem czasu, śmiało mogę stwierdzić, że czasami czekanie się opłaca. No chyba, że czeka się na najgorsze. Bo chyba nie ma nic gorszego niż świadomość, że to co przed nami wcale nie przyniesie nic dobrego. Choć w gruncie rzeczy buduje to naszą osobowość, kształtuje charakter i dodaje sił. Wiadomo, jak wszystko w życiu tak i czekanie ma swoje plusy i minusy.

       Więc czekam. Czekam na te wspólne słoneczne poranki i te ciepłe szalone noce. Czekam, aż woda się zagotuje i będę mogła zalać poranna kawę. Czekam, aż się obudzisz i pierwsze co powiesz to dzień dobry maleńka. Czekam, aż przeciągniesz się na łóżku, wstaniesz, podejdziesz do okna i powiesz to będzie dobry dzień. Czekam, aż usiądziemy rano przy stole i zjemy śniadanie. Czekam, aż wrócisz z miasta, bo musiałeś załatwić ważne niecierpiące zwłoki sprawunki. Czekam, aż znowu mi powiesz coś sprośnego i kolejne długie chwile spędzimy na pieszczotach. Czekam, aż zrobisz głupią minę, powiesz coś śmiesznego i razem będziemy śmiać się do łez. Czekam, aż skończymy pracę i będziemy mogli wreszcie cieszyć się sobą. Czekam, aż pójdziesz z kolegami na wódkę, abym miała wreszcie trochę spokoju. A później będę czekać w nerwach, aż wrócisz, zabijając czas kolejną butelką wina z przyjaciółkami. Czekam, aż na telefonie pojawi się zielona dioda oznaczająca nową wiadomość od Ciebie, mam nadzieje, o treści małpo! 

       Czekam i w tym czekaniu niemal się zatracam. Czekam bo wiem, że warto czasem czekać. Czekam bo innego wyjścia zazwyczaj nie ma. Czekam bo cierpliwość jest cnotą, a innej przecież już nie mam. Czekam...

       A nienawidzę czekać.

piątek, 8 maja 2015

Breathing doesn't help.

       Nie wie Pan przypadkiem gdzie mogę znaleźć wczorajszy dzień? Uciekł mi tak niepostrzeżenie przez palce, jak mokry piasek nad morzem, kiedy go mocniej ściskam on szybciej ucieka, zwiał jak złodziej ze sklepu zabierając ze sobą mój cenny czas. A przecież tak mało tego czasu ostatnio mam. Pan też wydał się lekko zmartwiony, gdy w pośpiechu wychodząc od Pana, rzuciłam jedynie gdzieś w przestrzeń przedpokoju pa, do jutra i chyba nawet coś Pan odpowiedział, chyba, bo myślami już biegłam do tramwaju.

       Niekiedy jak wracam do domu, a Pana w nim nie ma, łapię się na tym, że szukam jakichś Pana pozostałości. Nie żebym szukała jakiejś zwady czy pretekstu do awantury, szukam natomiast czegoś co pozwoli mi jakoś wytrwać w oczekiwaniu na Pana. I całe szczęście ma Pan to do siebie, że zostawia różne części garderoby w różnych częściach mieszkania (nie, skarpetek nie wącham - tak w woli jasności) jakby specjalnie, żebym się nieźle natrudziła zanim je odnajdę. Najbardziej przypadają mi do gustu Pana bluzy, lekko za duże, w różnych odcieniach szarości, w dobrym guście i skropione obficie tymi Pana perfumami, które doprowadzają mnie do furii. I chyba dobrze, że nie wie Pan do końca jak one na mnie działają. Schemat zazwyczaj jest ten sam. Wyprowadzam psa na spacer korzystając z okazji, aby po raz ostatni tego dnia zaczerpnąć świeżego powietrza, nie, późniejsze przesiadywanie na balkonie się do tego nie zalicza. Wracam, zdejmuje ubranie, które zawsze krępuje moje ruchy i wchodzę pod prysznic zmywając z siebie cały brud tego dnia. Niesamowite uczucie. Pan też tak ma, że kiedy Pan się wyciera świeżym, pachnącym ręcznikiem odzyskuje Pan wszystkie siły witalne, które drzemały w Panu niemal cały dzień? Wcieram w ciało wszystkie możliwe balsamy, aby wydawało się jeszcze bardziej kuszące i ponętne dla męskiego oka. Dla Pana oczu w zasadzie, bo lubię jak iskrzy w nich namiętność. I wreszcie nadchodzi ta upragniona chwila. Bezszelestnie wręcz, wsuwam na swoje ciało, spragnione Pana dotyku, namiastkę Pana, chwilowy substytut bez którego chyba już istnieć nie potrafię. Taka rutyna. Choruję wie Pan? Kiedy nie czuję Pana blisko i kiedy muszę długo czekać na spotkanie z Panem. Nie jest to chyba do końca normalne. Tak mi się zdaje, bo nikt z mojego bliskiego otoczenia nigdy tak nie miał, a może zwyczajnie nikt o tym nie mówi, żeby nie wyjść na człowieka niespełna rozumu. A ja się łudzę. Łudzę się, że i Pan tak ma. Nie. Nie czekam aż mi Pan to powie. Jeśli tak jest sama to dostrzegę. Wie Pan co dzieje się później? Później się kładę, zazwyczaj gdzie popadnie. Na kanapie, na stole, na podłodze i tak tkwię w bezruchu zaciągając się resztkami Pańskiego zapachu, jak narkoman, który wie, że to ostatnie chwile odlotu i staram się wykorzystać każdą sekundę tej dziwnej ekstazy, uważając przy tym, aby nie stracić ani jednego wdechu ani jednej chwili. I tkwię w tym zawieszeniu jakiś czas. Zależy to zazwyczaj od tego jak ciężki był ten dzień i jak długo już Pana nie ma.

       I wie Pan co? Może i dziwnie to wszystko zabrzmi dla kogoś, kto zupełnie przypadkiem tu zajrzy, przeczyta i pomyśli co za bzdury, i w sumie jakoś mało mnie to dziś interesuje, bo generalnie nie obchodzi mnie zdanie niczyje. No może z wyjątkiem Pańskiego, nie wiem nawet czemu tak się dzieje. Jakby mi ktoś przy Panu jakąś blokadę w mózgu aktywował i przestaję trzeźwo i logicznie myśleć. Czuję się wtedy dziwnie spokojnie, ale i dostrzegam w sobie silne podekscytowanie. Wie Pan jak to jest? Każdą kończyną, po jej same końce. Targają mną skrajne uczucia. Dodam jedynie, że są one skrajnie pozytywne.

       Umówmy się proszę. Namawiam Pana na spotkanie. W przelocie gdzieś, nagły uścisk dłoni, otarcie się ramieniem o Pana ramie. Może nawet uda mi się zatrzymać Pana wzrok na dłużej. Na tyle długo, że wreszcie mnie Pan dostrzeże. Nalegam wręcz. Niech mnie Pan uwolni od tej dziwnej rutyny. Niech mi Pan poświęci jeden wieczór choćby, w tygodniu. Pan tak pięknie opowiada, przechwala się wręcz ile to Pan nie przeżył i kogo nie poznał imponując mi tym bez przerwy. I chcę, a nawet pragnę poznać ten świat z Pana opowieści, którymi mnie Pan tak namiętnie karmi.

       Bo wie Pan, tak to już jest, kiedy pozna się kogoś na tyle blisko, jak ja znam Pana, wtedy zaciera się ta niewidoczna granica między dwojgiem ludzi i jestem już tylko ja i Ty. Czujemy się dziwnie przez chwile, takie to nienaturalne, aby o kimś mówić mój czy moja, jak o rzeczy, którą się w sklepie kupiło. Ale czyż nie jest przyjemniej wracać do domu ze świadomością, że to własnie Ty na mnie czekasz?

piątek, 1 maja 2015

Kuszę los.

       Kuszę los, bo kusić od zawsze lubiłam. Kuszę Pana, bo był Pan moim losem, a może nadal Pan nim jest. Pokusić bym się mogła o stwierdzenie, że i Pan mnie nadal kusi, jednak kusi mnie Pan do złego. I chodzę teraz i się głośno zastanawiam czy to tylko gra słów i czy z tego kuszenia coś jednak będzie. Musi Pan zrozumieć, mieć na uwadze, że nie wolno Panu, a raczej Pan nie powinien tak mnie kusić po czym udawać, że Pan wcale tego nie robił. Jak mniemam przecież nigdy Pan nie chciał, żebym myślała o Panu Zimny Drań. 

       Kusi mnie, żeby Panu o tym wszystkim powiedzieć, ale musiałby Pan chcieć mnie wysłuchać, a tymczasem nie dość, że Pan nie słucha to nawet nie stara się udawać, że słuchać powinien. Powiem Panu jedynie, w nadziei, że weźmie Pan to sobie do serca, ewentualnie schowa głęboko w kieszeni i będzie nosił to cały czas przy sobie, że od zawsze kusił mnie Pan jak nikt inny. Kusił Pan chyba nie do końca świadomy, że wyjdzie z tego kuszenia coś tak poważnego. Proszę tylko niech Pan sobie nie myśli, że nie na rękę była mi ta cała kusząca sytuacja, wręcz przeciwnie. Jak każdej pannie lekkich obyczajów schlebiało mi, że Pan taki wytworny w swych słowach i elegancki w swych gestach skusił się, aby to mnie włączyć w swój plan kuszenia świata i zrobił Pan to tak skutecznie, że jest mi aż wstyd, że dałam się tak Panu podejść. Przez jakiś czas później robił to Pan dość systematycznie. Kusząco mnie Pan budził, wślizgując się pod kołdrę i smyrając delikatnie piętami po stopach. Kusząco mi Pan szeptał sprośne teksty do ucha, żebym szybciej zwlekła się z łóżka, choć to rzadko się udawało, kiedy już Pan pod tą kołdrą był. Kusząco zalewał Pan kawę rano mlekiem, abym szybciej się obudziła i podziwiała Pana w dalszym kuszeniu. Kusząco Pan wbijał jaja na patelnię, dosypując świeżo przystrzyżony szczypiorek, jakby go Pan zerwał z ogródka pod blokiem. Kusząco całował mnie Pan w czoło i powtarzał wszystko ma zniknąć. I zawsze się zastanawiałam co Pan tak do końca ma na myśli. Przecież ja nie chcę, żeby Pan zniknął. A czasem jak pomyślę, tak bardzo intensywnie, to wydaje mi się, że własnie Pan mi znika. Widzę Pana jeszcze, dostrzegam Pana zarys, kształt ramion, tych które do dziś mnie tak kuszą, że muszę spać daleko od Pana, bo kusi mnie, żeby Pana dotknąć, ale nie chcę, żeby pomyślał Pan sobie o mnie wariatka. Bo kiedyś sam Pan kusząco nakłaniał, abym Pana tak dyskretnie posmyrała tam gdzie lubi Pan najbardziej, za uszkiem, po pleckach czy dupce. Pokusić bym się mogła o stwierdzenie, że w całej tej sytuacji strasznie mnie Pan oszukał, bo najpierw mnie Pan kusił i namawiał do tych wszystkich sprośnych słów i gestów, a teraz Pan z kuszenia zrezygnował i co gorsze mi też kusić nie pozwala, a ja przecież lubię kusić Pana.

       Kusi mnie, a nawet cholernie, bym rzekła, mnie kusi żeby jakoś Pana zmusić, nakłonić do dalszej kooperacji. Mam nawet takie fantazje, żeby Pana przywiązać, rozebrać i kusić, kusić, kusić, ale przecież w tak stresującej sytuacji wcale nie będzie Pan miał ochoty skusić się na moją pokusę. Więc zachodzę w głowę i snuje wielki plan, żeby to całe wzajemne kuszenie nie poszło na marne. Niechże Pan się skusi i dłużej nie opiera, bo z przykrością stwierdzam, że nie należę do kusicieli wytrwałych. Przecież Pan wie jak strasznie jest kusić kogoś bez efektu, kiedy ten ktoś kuszony odwraca się plecami bez słowa, wypina pośladki i kusi, ale jednocześnie nie pozwoli aby ktoś się na jego wdzięki pokusił. A może własnie Pan nie wiem jak to jest i sprawdza, prowadzi jakieś tajne badania, a mnie raczej traktuję już jako eksperyment naukowy i wykorzystuje moje ogromne chęci kuszenia. Ależ proszę Pana tak nie można, to się nie godzi aby mnie w tym wszystkim tak perfidnie wykorzystywać i udawać, że mnie to nie dotyczy, bo to są tylko Pana badania.

       Pokuszę się jedynie o dość odważne stwierdzenie, żeby Pan przestał, opanował się w swych działaniach i spojrzał na mnie tak kusząco jak wtedy kiedy jeszcze moje kuszenie Panu nie przeszkadzało. Jak wtedy kiedy wręcz się Pan domagał, abym kusić Pana nie przestawała. Kiedy sam Pan nalegał i namawiał mnie na dotykanie Pana twarzy, ramion i brzucha. Niechże się Pan opamięta i porzuci te dziwne badania, które muszę przyznać nie najlepiej wpływają na jakość moich włosów, skóry i paznokci, nie wspominając już o moim stanie psychicznym. Niech Pan zaprzeczy i powie, że to wcale nie było żadne doświadczenie naukowe czy eksperyment. Niech Pan wróci normalnie po ludzku tak do domu, gdzie ja już będę kusić Pana swoimi wdziękami spod pierzyny, a Pan wślizgnie się do mnie bezszelestnie i znowu zacznie mnie kusić swoimi szeptami i tymi cholernie kuszącymi ramionami. I niech Pan nigdy nie zaprzestaje w swych działaniach kuszenia mej osoby, bo czy tak zupełnie na poważnie zapomniał Pan jak kusząco jest kiedy wzajemnie się kusimy? W przeciwnym razie nie pozostawi mi Pan wyboru i będę musiała się wypisać z tego przedsięwzięcia, eksperymentu czy badania, choć po dziś dzień nie wiem kiedy podpisałam zgodę, aby brać w tym udział.