piątek, 8 maja 2015

Breathing doesn't help.

       Nie wie Pan przypadkiem gdzie mogę znaleźć wczorajszy dzień? Uciekł mi tak niepostrzeżenie przez palce, jak mokry piasek nad morzem, kiedy go mocniej ściskam on szybciej ucieka, zwiał jak złodziej ze sklepu zabierając ze sobą mój cenny czas. A przecież tak mało tego czasu ostatnio mam. Pan też wydał się lekko zmartwiony, gdy w pośpiechu wychodząc od Pana, rzuciłam jedynie gdzieś w przestrzeń przedpokoju pa, do jutra i chyba nawet coś Pan odpowiedział, chyba, bo myślami już biegłam do tramwaju.

       Niekiedy jak wracam do domu, a Pana w nim nie ma, łapię się na tym, że szukam jakichś Pana pozostałości. Nie żebym szukała jakiejś zwady czy pretekstu do awantury, szukam natomiast czegoś co pozwoli mi jakoś wytrwać w oczekiwaniu na Pana. I całe szczęście ma Pan to do siebie, że zostawia różne części garderoby w różnych częściach mieszkania (nie, skarpetek nie wącham - tak w woli jasności) jakby specjalnie, żebym się nieźle natrudziła zanim je odnajdę. Najbardziej przypadają mi do gustu Pana bluzy, lekko za duże, w różnych odcieniach szarości, w dobrym guście i skropione obficie tymi Pana perfumami, które doprowadzają mnie do furii. I chyba dobrze, że nie wie Pan do końca jak one na mnie działają. Schemat zazwyczaj jest ten sam. Wyprowadzam psa na spacer korzystając z okazji, aby po raz ostatni tego dnia zaczerpnąć świeżego powietrza, nie, późniejsze przesiadywanie na balkonie się do tego nie zalicza. Wracam, zdejmuje ubranie, które zawsze krępuje moje ruchy i wchodzę pod prysznic zmywając z siebie cały brud tego dnia. Niesamowite uczucie. Pan też tak ma, że kiedy Pan się wyciera świeżym, pachnącym ręcznikiem odzyskuje Pan wszystkie siły witalne, które drzemały w Panu niemal cały dzień? Wcieram w ciało wszystkie możliwe balsamy, aby wydawało się jeszcze bardziej kuszące i ponętne dla męskiego oka. Dla Pana oczu w zasadzie, bo lubię jak iskrzy w nich namiętność. I wreszcie nadchodzi ta upragniona chwila. Bezszelestnie wręcz, wsuwam na swoje ciało, spragnione Pana dotyku, namiastkę Pana, chwilowy substytut bez którego chyba już istnieć nie potrafię. Taka rutyna. Choruję wie Pan? Kiedy nie czuję Pana blisko i kiedy muszę długo czekać na spotkanie z Panem. Nie jest to chyba do końca normalne. Tak mi się zdaje, bo nikt z mojego bliskiego otoczenia nigdy tak nie miał, a może zwyczajnie nikt o tym nie mówi, żeby nie wyjść na człowieka niespełna rozumu. A ja się łudzę. Łudzę się, że i Pan tak ma. Nie. Nie czekam aż mi Pan to powie. Jeśli tak jest sama to dostrzegę. Wie Pan co dzieje się później? Później się kładę, zazwyczaj gdzie popadnie. Na kanapie, na stole, na podłodze i tak tkwię w bezruchu zaciągając się resztkami Pańskiego zapachu, jak narkoman, który wie, że to ostatnie chwile odlotu i staram się wykorzystać każdą sekundę tej dziwnej ekstazy, uważając przy tym, aby nie stracić ani jednego wdechu ani jednej chwili. I tkwię w tym zawieszeniu jakiś czas. Zależy to zazwyczaj od tego jak ciężki był ten dzień i jak długo już Pana nie ma.

       I wie Pan co? Może i dziwnie to wszystko zabrzmi dla kogoś, kto zupełnie przypadkiem tu zajrzy, przeczyta i pomyśli co za bzdury, i w sumie jakoś mało mnie to dziś interesuje, bo generalnie nie obchodzi mnie zdanie niczyje. No może z wyjątkiem Pańskiego, nie wiem nawet czemu tak się dzieje. Jakby mi ktoś przy Panu jakąś blokadę w mózgu aktywował i przestaję trzeźwo i logicznie myśleć. Czuję się wtedy dziwnie spokojnie, ale i dostrzegam w sobie silne podekscytowanie. Wie Pan jak to jest? Każdą kończyną, po jej same końce. Targają mną skrajne uczucia. Dodam jedynie, że są one skrajnie pozytywne.

       Umówmy się proszę. Namawiam Pana na spotkanie. W przelocie gdzieś, nagły uścisk dłoni, otarcie się ramieniem o Pana ramie. Może nawet uda mi się zatrzymać Pana wzrok na dłużej. Na tyle długo, że wreszcie mnie Pan dostrzeże. Nalegam wręcz. Niech mnie Pan uwolni od tej dziwnej rutyny. Niech mi Pan poświęci jeden wieczór choćby, w tygodniu. Pan tak pięknie opowiada, przechwala się wręcz ile to Pan nie przeżył i kogo nie poznał imponując mi tym bez przerwy. I chcę, a nawet pragnę poznać ten świat z Pana opowieści, którymi mnie Pan tak namiętnie karmi.

       Bo wie Pan, tak to już jest, kiedy pozna się kogoś na tyle blisko, jak ja znam Pana, wtedy zaciera się ta niewidoczna granica między dwojgiem ludzi i jestem już tylko ja i Ty. Czujemy się dziwnie przez chwile, takie to nienaturalne, aby o kimś mówić mój czy moja, jak o rzeczy, którą się w sklepie kupiło. Ale czyż nie jest przyjemniej wracać do domu ze świadomością, że to własnie Ty na mnie czekasz?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz