sobota, 4 czerwca 2016

Huragan słów.

       Mówią, że kobieta zmienną jest, ale powiadają też, że tylko krowa nie zmienia poglądów, więc już sama nie wiem, kto ma rację.

       Nie chcę być tą, o której mówi się patrz, to ta niezdecydowana, bo swoje zdanie mam i wiem dokładnie czego chcę, tylko czasem trudno jest mi to ubrać w słowa, a to pewnie dlatego, że ja zawsze wolałam nagość. I to nie w jakimkolwiek podtekście seksualnym.

       Nie chcę, aby odbierano mnie jako osobę pyszną. I nie mam tu na myśli smaku moich wilgotnych warg, muskanych promieniami słońca i delikatnie łaskotanych wiatrem.

       Nie chcę być oceniana przez pryzmat mojej urody, bo ponoć piękno przemija (choć moja mama trzyma się nieźle), a na dodatek doszły mnie słuchy, że mężczyźni ładnych kobiet się boją, bo one ponoć mają w życiu łatwiej. A przecież tyle czyta się dziś na temat trudnego życia wszystkich pięknych celebrytek, które tak dużo czasu poświęcają na wyjazdy zagraniczne, zakupy drogich ubrań w galeriach handlowych i selekcję ekskluzywnych kosmetyków, a na te wszystkie dobra zapracowały sobie milionem zdjęć oznaczonych marką sponsorów. Istny thug life.

       Nie chcę być kobietą bez zajęcia, a przy tym narzekać na brak czasu w każdej możliwej chwili. Żalić się, że czas przez palce mi ucieka i schwytać go nie mogę, bo wyszło by wtedy na jaw, że w zasadzie czasu to ja mam wręcz pod dostatkiem, tylko z jego organizacją jest już trochę gorzej.

       Nie chcę być tą niewartą uwagi, która kiedykolwiek i komukolwiek zbrzydnie, bo przykro by było patrzeć jak taki potencjał się marnuję. Nie chcę być niechciana. Tak, tak bardzo lubię jak ktoś mnie pragnie, więc jeśli nie chcesz mnie w całości, to po kawałku też Ci się nie oddam.

       Nie chcę obchodzić się smakiem. Patrzeć na Twoje śnieżnobiałe trzydzieści dwa zęby z ubytkami czy też bez. Na Twój niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju szczery uśmiech. Dłonie zniszczone ciężką pracą, a przy tym tak delikatne w dotyku. Nawet tym mało subtelnym. Dwie tęczówki Twoje, brązowe. Zmarszczoną twarz od promieni słonecznych. Wyobrażać sobie wszystkie te miliony objęć i szturchnięć łokciami. Nieskończoność pocałunków i słów rzucanych na wiatr w moją stronę, abym mogła wybrać te najciekawsze.

       Chcę móc liczyć Twoje zmarszczki na czole, z biegiem lat mnożąc je przez siebie. Wyrywać włosy z łydki gdy śpisz i sprawdzać reakcję. Jeść przesoloną jajecznicę z trzech jaj i nosić Twój t-shirt, niekoniecznie ten stary z dziurami. Drażnić sutki Twoje dwa małe i jeden dziwny pępek.

       Nie chcę żebyś nosił mnie na rękach, ale jeśli już się odważysz, postaraj się mnie nie upuścić.

       Nie chcę składania obietnic, bo są one nic nie warte, jeśli robisz to tylko, żeby mi się przypodobać. Nie chcę chodzić z Twoimi kolegami na piwo, bo zawsze jak idziesz do toalety gwałcą mnie wzrokiem bez słowa, tak perfidnie się przy tym uśmiechając. Nie, nie do mnie. Nie chcę być też nietolerancyjna, więc toleruję te samcze zachowania pyskując przy tym bez opamiętania. Nie chcę jedynie, abyś mnie przez to za karę ukrywał przed światem, bo ja świata jestem ciekawa, bardzo wręcz. I poznawać wszystko chcę jak małe dziecko, tylko czasem ogłady mi brak.

       Chcę by w tym wszystkim była odrobina szaleństwa, ale nie chcę przy tym oszaleć.

sobota, 23 kwietnia 2016

Tylko jeśli w to wierzysz.

       W zasadzie czemu chcecie poznać moją historię? Znamy się? Lubimy? Czy gdybyśmy minęli się jutro na ulicy, przywitałbyś się, czy spuścił wzrok i przeszedł na drugą stronę ulicy? Właśnie.

       A zatem, z góry was uprzedzam, nie dam się lubić, co więcej, nie mam w sobie ani odrobiny uroku, a to co za chwilę przeczytacie nie poprawi wam samopoczucia.

       Ostatnimi czasy skupiam się na obserwacji ludzi i ich zachowań, i dochodzę do wniosku, że każdy rozpaczliwie pragnie się bawić, świętować cokolwiek i gdziekolwiek w nad wyraz żałosny sposób. A ja do znudzenia powtarzam. Liczy się tylko miłość, którą otrzymujecie i którą obdarzacie innych. Liczy się szczęście, to podarowane lub to drugie, podkradzione. Liczy się każda, nawet chwilowa dawka przyjemności. Wszystko jedno.

       Tylko jak tu się cieszyć skoro bez przerwy prześladują was wasze problemy, smutne małe nadzieje i marzenia, a jedyną radością jaką znajdujecie w swoim nudnym życiu jest spożycie dużej ilości alkoholu, aby o tym zapomnieć.

       Nie myślcie sobie, że mówię tak ponieważ sama jestem rozgoryczona w związku z osobistą porażką, bo tak prawdę mówiąc, według ogólnie przyjętych standardów tego świata muszę przyznać, że mam spory fart. Ale o tym już wam nie opowiem, bo z przykrością muszę nadmienić, iż w ludziach, nie wiedząc czemu, od zawsze zaszczepiana jest nienawiść do drugiego człowieka. Jak się komuś coś udaje to trzeba mu jak najszybciej podciąć skrzydła, żeby spadł i obił sobie twarz o chodnik, zamiast pomóc mu w realizować jego marzenia. Tak między Bogiem, a prawdą wcale nie musisz pomagać, bylebyś nie przeszkadzał. Wybaczcie, nie chcę nikogo moralizować, nie mam w tym żadnego interesu. Nie chcę też nikim kierować. Sposób życia każdego człowieka może być wolny i piękny, ludzie właśnie tacy powinni być, nie powinni wzajemnie się nienawidzić. Niestety jednak w większości przypadków, to chciwość zalewa goryczą ich dusze, a potrzeba tak niewiele, bo tylko wzajemnej życzliwości i szlachetności.

       Ograniczyłam ostatnio kontakty ze zgorzkniałymi ludźmi, którzy mną gardzili, mówili mi jak mam żyć, myśleć i czuć, bo tylko ja mogę sprawić, że moje życie będzie cudowne i piękne, tylko ja mogę uczynić je prawdziwą przygodą i tylko ja mam prawo o nim decydować.


       I mimo, że jest to wyrok na całe życie to zrobię to, co trzeba zrobić. Nawet jeśli będą mnie nienawidzić albo kochać. I co z tego. Dziś jestem pewna, że to co myślą wszyscy inni dookoła jest bez znaczenia.

środa, 20 kwietnia 2016

nadmiar ludzkiej życzliwości, mógłby doprowadzić ją do szaleństwa.

       Wybrałam się ostatnio w tak zwany teren, w zasadzie była to podróż bez celu, bez konkretnej destynacji. Za oknem powoli zachodziło wiosenne już słońce, a blado różowe chmury rozpościerały się na całej długości błękitnego nieba. Niestety moja ocena temperatury na zewnątrz mnie trochę zawiodła, wróciłam więc biegiem do domu zaciągnęłam moją ulubioną ciemnoszarą czapkę na uszy i owinęłam się jasnoszarym szalem bardzo dokładnie wokół szyi. Nie, nie planuje przekształcać mojej twórczości na tematykę związaną z modą, ale lubię szczegóły więc...

       Wsiadłam na rower spojrzałam w prawo, później w lewo, gdzie za rogiem stał tak zwany typ spod ciemnej gwiazdy i mój mózg bardzo szybko wysłał mi miliony scenariuszy, a że gębę mam niewyparzoną i mogło to się nieprzyjemnie skończyć, odruchowo wybrałam prawy kierunek. Już od pierwszej chwili stwierdziłam, że był to najlepszy pomysł, kiedy poczułam delikatny powiew wiatru na twarzy i lekkie promienie słońca na policzkach. Przez tą chwilę poczułam, że wreszcie jestem we właściwym miejscu o właściwym czasie. Mijałam uśmiechniętych ludzi śpieszących gdzieś, a każdy gnał swoim własnym tempem w swoim własnym kierunku, rozbawione grupki dzieci grające w piłkę na pobliskim boisku mające wypieki na policzkach i krzyczące podaj do mnie, starsze panie podpierające całe swoje życie na drewnianej lasce (że też robią je takie trwałe).

       Aż w pewnym momencie poczułam nagły atak arytmii nastroju, zabrakło mi tchu i zakręciło mi się w głowie. Zjechałam do pobliskiego parku, rzuciłam rower na trawę, zgięłam się w pół i starałam się unormować oddech. Po kilkunastu sekundach wszystko wróciło do normy, a ja stałam dalej jak słup soli i wpatrywałam się w czubki własnych butów.

       Jakież to dziwne uczucie uświadomić sobie, że choćbyś nie wiem jak wypierał pewne informację ze swojej głowy, to twój organizm i tak wie, że dzieję się coś nie tak i zachowuję się tak jakby nadmiar informacji nie pozwalał mu już kumulować pewnych treści wewnątrz ciebie. Nie ma się co dziwić wszystko ma swoje granice.

       Z reguły jestem dość kontaktową osobą, lecz ostatnimi czasy dostrzegam pewien dystans, barierę jaką tworzę między mną, a innymi i chyba zaczynam dostrzegać powód mojego wycofania. To takie dziwne uczucie, chcesz coś powiedzieć, masz to już na końcu języka po czym gryziesz się w niego tak mocno, aż do krwi, żeby na długi czas zapamiętać, że nie warto mówić wszystkim wszystkiego, bo zdolni są to wykorzystać przeciwko tobie w najmniej oczekiwanym przez ciebie momencie.

       Więc milczę i tylko myśli płyną nieustannie w mojej głowie. Tyle kwestii chciałabym poruszyć, tak wiele pytań chciałabym zadać, ale nie mogę i nie wynika to z tego że nie chcę, jednak wiem, że większość pytań pozostałaby bez odpowiedzi, większość tematów zepchnięta na boczny tor, a cała treść mojej wypowiedzi odebrana jako błaha i nieistotna w tym konkretnym momencie.

       Nie wiem tylko czy za jakiś czas, będzie warto do tego wracać, bo wszystko z czasem traci swoją wartość, zwłaszcza słowa.