sobota, 25 lipca 2015

Zgasły,

wszystkie światła, tak nagle i bez ostrzeżenia. W koło zrobiło się cicho i ciemno. W oddali słychać było tylko monotonne tykanie zegara, który jednoznacznie dawał mi do zrozumienia, że czas płynie dalej i nie sposób go zatrzymać. Był za daleko, aby sprawdzić, która aktualnie jest godzina.
       Usiadłam na łóżku, lekko jeszcze nieświadoma tego co się dzieje, a za oknem słyszałam jedynie jak deszcz odbija się od szyby waląc w nią jak oszalały. Otworzyłam szerzej oczy próbując cokolwiek dostrzec w tej ciemności i w tym momencie za oknem strzeliła błyskawica, tak jasna, że na długą chwilę oświetliła cały pokój, który wydawał się jeszcze bardziej obcy niż za dnia. Chwilę później po niebie rozniósł się donośny grzmot, który sprawił, że podskoczyłam na łóżku niemal pod sufit.

Nienawidzę burzy.

       Wyciągnęłam prawą rękę, aby ściągnąć z Ciebie trochę kołdry, ale okazało się, że Twoje miejsce jest puste, a na dodatek przeraźliwie zimne, co świadczyło jedynie o tym, że długo Cię w nim nie było. Zaczęłam nerwowo szukać kołdry, która zapewne została przeze mnie samą zrzucona w róg pokoju. Wstałam, szybko ją podniosłam i wróciłam na swoją połowę łóżka, żeby przypadkiem nie stracić tej resztki ciepła, która jeszcze się tam tliła i mając nadzieję, że Ty za chwilę zrobisz to samo. Wskoczyłam do niego tak gwałtownie, że jeszcze trzy razy odbiłam się w górę od materaca, zupełnie jakbym spała na trampolinie i zakryłam się kołdrą po same uszy, bo za oknem znowu zaczęło grzmieć.
       Starałam się sobie przypomnieć gdzie możesz być, ale w mojej pamięci były teraz same dziury zalewane przez ten cholerny deszcz. Wtedy przypomniałam sobie o tym jakże cudownym wynalazku, bez którego w dzisiejszych czasach nikt już nie potrafi normalnie funkcjonować. O telefonie. Wysunęłam bardzo powoli i ostrożnie rękę w kierunku nocnej szafki jakbym się bała, że za chwilę z szafy wyskoczy nocny potwór i mnie za nią złapie. Kto w ogóle wymyślił, żeby szafę stawiać w sypialni, co oni bajek w dzieciństwie nie oglądali? Nie ważne, jutro się tym zajmę. Chwytam telefon i szybkim ruchem chowam go, wraz z ręką pod kołdrę. Jestem w miarę bezpieczna. Sprawdzam godzinę. 1:17, hmm dziwne, zero wiadomości, zero nieodebranych połączeń. Może coś się stało? Jestem tak zaspana, że nawet nie jestem w stanie racjonalnie myśleć.
       Znowu siadam na łóżku, a na skórze czuje delikatny powiew chłodnego wiatru i orientuję się, że nie zamknęłam okna, co przyprawia mnie teraz o lekki atak gęsiej skórki. Sięgam po szklankę z wodą, która też jest zimna i czuję jak temperatura mojego ciała spada tak drastycznie, że przeszywa mnie zimny dreszcz, tak nieprzyjemny jak nigdy dotąd.
       O, dzięki bogu mój mózg się obudził i zaczynam łączyć fakty. Sięgam pamięciom w dość odległe zakątki mojej głowy i nagle uderza mnie myśl tak jasna jak piorun i tak głośna jak grzmoty dzisiejszej nocy.

       Dzisiaj mija rok od kiedy nie ma Cię już w moim życiu, w naszym domu, w naszej sypialni. Dokładnie wtedy zdaję sobie sprawę, że w oddali dzwoni budzik, informujący w bardzo irytujący sposób, że czas najwyższy wstać do pracy.

       Zdecydowanie wolę jak nic mi się nie śni.

wtorek, 14 lipca 2015

Ja nigdy bym Pani nie odesłał do gazu.

       Stał przed lokalem o dźwięcznej nazwie "Jazgot" i powoli zaciągał się dymem z papierosa. Spojrzał na zegarek, ale nie był w stanie określić czy ustalony czas oczekiwania już minął czy nie, gdy natychmiast przeleciała mu przez głowę myśl damska toaleta, 10 minut, nierealne. Dogasił papierosa ostentacyjnie wciskając go w szary, zabrudzony chodnik i dziarskim krokiem udał się do sklepu nocnego. Przed nim w kolejce stały jeszcze trzy inne osoby, które chyba nie do końca zdawały sobie sprawę, że znajdują się w tak zwanym osiedlowym źródełku, a nie w wysokiej klasy sklepie z alkoholami z całego świata, gdyż wybór wódki na wieczór zajmował im tyle czasu, jakby do wyboru mieli pełen asortyment, a nie wyborową, żołądkową gorzką i luksusową (ta miała największe powodzenie nie wiedząc czemu). Na całe szczęście z obskurnego zaplecza sklepowego zasłoniętego, dość mocno przybrudzoną, szaro zieloną kotarą, wyłonił się wysoki mężczyzna w wieku około 35 lat z lekkim zarostem i grymasem niezadowolenia na twarzy. Zrobił on dość silne wrażenie na klientach sklepu, bo nie wiedzieć czemu nagle wszyscy wiedzieli po co przyszli i kolejka w mgnieniu oka zmalała do zera. Co podać, odezwał się tym swoim niskim smutnym głosem i spojrzał mu prosto w oczy tak intensywnie jakby chciał z nich wyczytać całe jego życie, a nie listę zakupów. Niebieskie LM i czteropak, odpowiedział bez zawahania. Wyjął z tylnej kieszeni spodni gotówkę, zapłacił i wyszedł, czując na sobie przeszywający wzrok sprzedawcy odprowadzający go do samych drzwi.
Nie ukrywał, że poczuł ogromną ulgę zamykając je za sobą. Co za dziwny typ, pomyślał i odpalił papierosa z nowo zakupionej paczki.
       Spojrzał w stronę klubu, ale nie zauważył, aby ona już na niego czekała, kobiety, to była jedyna myśl jaka w tej chwili przyszła mu do głowy, po czym uśmiechnął się pod nosem i zaczął rozglądać dookoła. Nagle ni stąd ni zowąd po jego prawej stronie stanęła postać, którą niechętnie zmierzył od dołu do góry wzrokiem. Ubrana była w firmowe sportowe buty, ciemne dżinsowe spodnie, szarą modna marynarkę i koszulę w czerwona kratę, ponoć najmodniejszą w tym sezonie. Kiedy doszedł do końca, czyli do twarzy owego osobnika, lekko nim wstrząsnęło, kiedy okazało się, że rozpoznał w niej najlepszego kumpla z przed lat, który w interesach wyjechał z miasta i miał już nigdy nie wracać. Uszanowanie, nie sądziłem, że Cię tu spotkam, powiedział z lekkim uśmieszkiem i stał dalej w bezruchu jak jakiś manekin na wystawie, uważając, żeby nie pognieść sobie tych nowych ciuszków. Zanim to co powiedział znajomy, dotarło do jego zwojów mózgowych, zdał sobie sprawę, że stoi jak sierota z otwartą buzią i patrzy z niedowierzaniem. No co kumpla nie poznajesz? Wiem, wiem stary trochę czasu minęło, wiele się pozmieniało, mówiłem, że nie wrócę, ale wróciłem. Nosz kurwa chociaż mrugnij oczami, żebym wiedział, ze rozumiesz co do Ciebie mówię. Nie rozumiał, ale nie mógł tak dłużej stać, wyjął papierosa z ust i odrzekł wszystkiego bym się spodziewał w tym zapyziałym mieście, ale Ciebie? Stary, co Ty tu robisz! Niech Cię uściskam. I zaraz po tym jak to powiedział, zaczął serdecznie tego żałować, bo kumpel chyba wziął to zbyt poważnie ściskając go tak mocno, że czuł iż niemal łamie mu żebra. Dobra dosyć tych czułości, co Ty tu robisz? Zapytał i spojrzał w stronę drzwi od klubu, ale nadal jej nie było. Ooo stary to jest tak długa historia, że chyba nie starczy Ci czasu, żebym Ci ją teraz opowiedział. Powiem tylko w kilku słowach, że poznałem kogoś, tzn nie kogoś tylko dziewczynę, aż tak się nie pozmieniało, no i okazało się, że pochodzi z okolić naszego miasta. Właśnie zgarniam ją z pracy i jedziemy do jej starych. Będę się oświadczał. W tym momencie, pobladł jeszcze bardziej. Co Ty do diabła będziesz robił? Nie wierzył własnym uszom. Przez głowę przeleciały mu miliony myśli, ale żadna nie była na tyle dobrze skonstruowana, aby mógł powiedzieć coś więcej, kolokwialnie mówiąc miał taki bajzel w głowie, że aż zrobiło mu się słabo. Stary co tak pobladłeś, przecież w końcu musiało się to tak skończyć, ale co Ci będę opowiadał, zaproszenie na ślub dostaniesz, wtedy nadrobimy zaległości, a tymczasem lecę, bo będę całą drogę słuchał, że się spóźnimy. I napij się czegoś, bo z wrażenia chyba padniesz! Poklepał go energicznie po plecach i zniknął w tłumie pijanych i głośno rozmawiających ludzi, nie czekając nawet na jego zdławione i ciche, ale serdeczne cześć, powodzenia stary.
       Nie do końca zdawał sobie sprawę ile czasu minęło od jego wyjścia z lokalu, ale był pewien, że więcej niż 10 minut, o których wspomniała jego towarzyszka. Lekko chwiejnym krokiem udał się w stronę klubu intensywnie wdychając i wydychając powietrze, jakby jeszcze to co się przed chwila wydarzyło nie do końca było realne. Podszedł pod wejście szukając wzrokiem dziewczyny, z którą miał spędzić resztę tego dziwnego wieczoru. Bez skutku. Wahał się. Wejść do środka czy czekać dalej? Zadzwonić, czy napisać? Wiedziałem, że to nie był najlepszy pomysł, żeby ja do siebie zapraszać. Pewnie wzięła mnie za kompletnego desperata i zwiała przy pierwszej możliwej okazji. Kretyn ze mnie. Kretyn. Wolał się dłużej nad tym nie zastanawiać. Sięgnął do lewej kieszeni spodni i wyciągną telefon. Wybrał na ekranie ikonę ostatnie połączenia i na pierwszym miejscu od góry wyświetlił się kontakt Małpa, wcisnął zieloną słuchawkę i przyłożył komórkę do ucha regulując głośność na maksa, bo niewiele było słychać przed klubem. Trzy dzwonki i cisza. Sygnał był lekko przerywany, jakby gubił zasięg, wtem ktoś odebrał telefon ale nie było słychać nic poza głośna muzyka przerywaną od czasu do czasu brakiem zasięgu. Cholera, niemożliwe żeby jeszcze tam była. Lekko zdezorientowany schował telefon do kieszeni i ponownie wszedł do ciemnego i zadymionego klubu.
       Z trudem przebijał się przez tłumy pijanych ludzi, docierając w końcu do korytarza, na końcu którego znajdowały się toalety. Rozejrzał się dookoła i z rozczarowaniem stwierdził, że jej tu nie ma. Ponownie wyciągnął telefon z kieszeni i wybrał dobrze już sobie znany numer. Przerywany sygnał świadczył o tym, że nadal powinna być w środku, kiedy zorientował się, że ktoś odrzucił połączenie. Zadzwonił ponownie, ale jedyne co usłyszał w słuchawce przepraszamy, wybrany abonent jest w tym momencie nieosiągalny. Niewiele myśląc wszedł do damskiej toalety i zobaczył jak jakaś pijana dziewczyna siedzi na podłodze pod ściana, trzymają w ręku jej telefon, mają na sobie jej kurtkę i tą małą charakterystyczną torebkę między nogami. Tą samą, którą miała ona dzisiejszego wieczoru. Głośno zapytał co do cholery?!
     

czwartek, 9 lipca 2015

Kobiety vs Mężczyźni.

       Mówią, że kobiety trudno zrozumieć. I pewnie jest w tym trochę racji. Sama mam problem ze zrozumieniem dużej części osobników mojej płci. I mimo, że sama do nich należę mentalnie chyba jestem facetem. Dziś znowu będzie o mnie, no bo niby o kim mam pisać?
       Zawsze wydawało mi się, że jestem trochę inna niż moje koleżanki. Nigdy nie potrafiłam całymi dniami gadać o kosmetykach, romantycznych serialach i chłopakach. Zamiast tego, o wiele bardziej wolałam ich towarzystwo (w sensie facetów). Nie nie mam tu na myśli spędzania z nimi czasu jak koleżanka z kolegą, ale wręcz przeciwnie jak kumpel z kumplem. Może dlatego nigdy nie miałam koleżanek. Wszystkie myślały, że specjalnie się z nimi włóczę żeby zdobyć ich względy.
       Otóż moje drogie, prawda jest zupełnie inna. Powodem dla którego tak bardzo lubiłam przebywać w męskim towarzystwie (co zostało mi do dziś), nie było to, że jako jedyna kobieta w towarzystwie byłam przez nich adorowana, ale to, że nie istniało tam coś takiego jak niedomówienia, ploteczki, wyimaginowane problemy czy ciche dni. Prawda jest taka, że jak komuś się coś nie podobało mówiło się to wprost danej osobie, a nie za jej plecami. Nie knuło się przeciwko sobie, bo tym samym kolegom podobała się ta sama dziewczyna. Był problem załatwiało się to od reki, gdy był poważniejszy problem załatwiało się to na ręce, czyli kolokwialnie mówiąc dawało się sobie w pysk i był spokój dnia następnego (chyba własnie wtedy nauczyłam się bić).
       Wyniosłam z tego bardzo ważna lekcję. Kobiety mówią o solidarności jajników, ale tak naprawdę nijak to się ma do solidarności plemników. W ciągu całego swojego dotychczasowego życia widziałam wiele przypadków, kiedy to dwie najlepsze przyjaciółki potrafiły pokłócić się o tego samego chłopaka, bo podobał im się w tym samym czasie. Z panami było trochę inaczej. Wiadomo, że są oni mniej wylewni, więc jeżeli którykolwiek z nich wspomniał, o jakiejś z koleżanek reszta paczki automatycznie traktowała ją tylko i wyłącznie jako koleżankę.
       Co innego zdarzało się, gdy któryś z kumpli wiązał się z dziewczyna na stałe. Opcje były dwie, albo miał gust i kandydatka szybko wkupiła się w nasze łaski (bardziej pod względem charakteru niż wyglądu), albo miał kompletnego pecha i nikt jej nie akceptował, przez co dochodziło do różnych kłótni i awantur. Zazwyczaj kończyło się to rozstaniem, bo jak wiadomo kumple od razu wygłaszali swoją opinie na jej temat (niekoniecznie były to miłe słowa), więc delikwent nie bardzo mógł pojawiać się z nią w towarzystwie, więc automatycznie nie pojawiał się wcale, bo ona mu nie pozwalała. W pierwszym przypadku natomiast (jeśli oboje mieli tyle szczęścia) wszyscy byli w stanie pogodzić się z faktem, że kolega ma spoko dziewczynę i nawet udawało się nam wszystkim razem koegzystować.
       W przypadku kobiet jest zupełnie inaczej. Jeżeli któraś z koleżanek wiązała się z chłopakiem na stałe, potrafiły one godzinami siedzieć i gadać jaki to on jest, co u panów się nie zdarzało - zazwyczaj kwitowali to jednym, krótkim "no jest spoko" - to wystarczyło. Z kolei nie raz zdarzało się, że jedna z koleżanek przez zazdrość starała się rozpowszechniać dziwne plotki na temat chłopaka swojej koleżanki, bądź samej koleżanki. Domyślacie się zapewne jak to się kończyło. I wierzcie lub nie, nigdy nie potrafiłam tego zrozumieć i pewnie dlatego uciekałam od ludzi toksycznych i krzywdzących innych.
       Mogłabym opisać jeszcze wiele podobnych sytuacji, ale o rzeczach oczywistych pisać nie będę, bo zwyczajnie szkoda mi czasu. Do czego zatem zmierzam?
       Drogie panie, bo to od was należało by zacząć. Jeżeli, którakolwiek z was trafiła w swoim życiu na mężczyznę, który szczerze okazuje wam swoje uczucia, troszczy się o was, dba o to co jest między wami i stawia was na pierwszym miejscu, często rezygnując ze spotkań z kumplami, a niekiedy nawet w imieniu waszego dobra przeciwstawia się im (czego zazwyczaj nie mówi wprost - bo oni tak już mają, że to do was należy ta ciężka rola mediatora), to wierzcie mi lub nie, ale macie cholernie dużo szczęścia, bo ten facet co by się nie działo i nie ważne jaką mendą potrafi być na co dzień, skoczy za wami w ogień i skrzywdzić nie pozwoli, a przekonać się o tym będziecie mogły same prędzej czy później.
       Drodzy panowie, wybaczcie, że po tylu latach dobrej znajomości nie stawiam was na pierwszym miejscu, ale szacunek względem kobiet (jakie by one nie były) im się należy. A zatem jeżeli, którykolwiek z was trafił w swoim życiu na kobietę, która nie robi wam awantury za każdym razem kiedy pójdziecie na piwo z kolegami (czasami muszą to robić, my kobiety tak mamy - musimy trzymać rękę na pulsie, bo inaczej marnie by z wami było), jeżeli w pełni akceptuje was takimi jakimi jesteście, jeżeli wprost wam mówi, że coś jej się nie podoba, a nie udaje, że wszystko jest dobrze i nagle pewnego dnia ni stąd ni zowąd wyskakuje z milionem problemów, to wierzcie lub nie, dobrze trafiliście. Pomijam fakt, że dba o was tak jak o facetów dbać powinna każda kobieta (tego wątku chyba nie muszę rozwijać), sami najlepiej wiecie czego oczekujecie od swoich kobiet, to wybaczcie im to, że nie zawsze mówią o tym jak wdzięczne są za waszą troskę i wsparcie, jeżeli faktycznie je mają, i nie głaszczą po głowie za każdym razem kiedy zrobicie pranie i pozmywacie po kolacji, bo kobiety o wiele bardziej wola być adorowane niż chcą adorować.
       Puenta będzie krótka i na temat, bo w tym wypadku męskie podejście bardziej mi pasuje. Nie szukaj problemu tam gdzie go nie ma, doceń to, że masz przy sobie osobę całkowicie szczerą, mówiącą wprost to co myśli i staraj się ją zrozumieć pomimo różnicy charakterów.
       Do szczęścia naprawdę nie potrzeba, aż tak wiele.