poniedziałek, 7 marca 2016

Łyżka rozsądku, w wielkiej beczce obłędu.

       Mówiłam Ci kiedyś jakby to było, gdybyśmy się nigdy nie spotkali? Gdzie byśmy teraz byli? Obok kogo zasypiali? W jakim mieście byśmy żyli? I czy bylibyśmy szczęśliwi? Nie umiem odpowiedzieć na żadne z tych pytań, bo jak można mówić o czymś czego się nie ma?

       No i tu się mogę mylić. W jednym z przypadków można opowiadać o tym czego się nie ma, a raczej już nie ma, ale był czas kiedy się to wszystko posiadało. Pytanie tylko, jak to wszystko ubrać w słowa? Ludzie potrafią w piękny sposób ubierać swoje myśli wyrazami. Wielokrotnie zdarzało mi się czytać te historie i zastanawiam się, jak w tak prosty, a zarazem trafny sposób, z taką lekkością i charyzmą udaje im się przekazać dokładnie to co mają na myśli?

       Nie wiem czy istnieje szansa, aby i mi się to udało, ale jeszcze nigdy się nie poddałam, gdy wiedziałam czego dokładnie chcę. Tak, dziś wiem co chcę powiedzieć.

       Od zawsze lubiłam jazdę samochodem. Zwłaszcza szybką jazdę samochodem, ale nie wiedzieć czemu zazwyczaj tylko nocą. Czyżby choroba neonowa? Wtedy świat wygląda inaczej. Ogranicza się tylko do skrzyni biegów, kierownicy, pedałów, głośnej muzyki i tym co przed szybą na horyzoncie. Daje mi to coś w rodzaju... Może ujmę to inaczej, tylko wtedy udaje mi się zapomnieć o tych wszystkich mało przyjemnych aspektach mijającego dnia. Tylko wtedy nie odwracam się za siebie i nie zastanawiam się co by było gdyby. Tylko, wtedy jestem sama ze sobą i dla siebie.

       Tylko, że od jakiegoś czasu towarzyszy mi ktoś jeszcze. W zasadzie nie do końca wiem, czy mogę to uczucie spersonalizować, ale nigdy nie odczuwałam tego tak silnie. To tak jakbym już w tym aucie nie była sama. Czuję zimny chłód na mojej szyi, od czasu do czasu dostaję gęsiej skórki, przeszywa mnie zimny dreszcz i bez przerwy zerkam w tylne lusterko, aby się upewnić, że na pewno jestem sama. Wiesz, nie sprawia mi to już żadnej przyjemności.

       Uznałam więc, że może trzeba na jakiś czas znaleźć inny sposób na to, aby oderwać od tego myśli. Zima nawet mi w tym lekko pomogła. Siadałam zakopana pod kocem i cały dzień, wieczór czy noc spędzałam z nosem w książce. Niestety, szybko zorientowałam się, że myślami siedzę już u Ciebie na brzegu kanapy i czytam tą samą książkę i piję herbatę z mojego ulubionego niebieskiego kubka, z plastrem cytryny i niewyobrażalną ilością cukru, który zostawiał na moich lepkich czerwonych ustach miły słodki posmak. Gdzie Ty wtedy byłeś dokładnie nie wiem, ale wewnątrz czułam Twoją obecność, emanowała dziwnym i przyjemnym ciepłem, a w powietrzu unosił się delikatny zapach Twoich perfum.

       Zaobserwowałam, że powoli zaczyna zacierać mi się granica między tym co jest prawdą, a co moim wyobrażeniem prawdy. Większość czynności sprowadzała się do jednego i tego samego uczucia, którego chyba do tej pory jednoznacznie nazwać nie chcę. Co więcej, nie dało się ukryć pewnej dość oczywistej zmiany we mnie samej, która pojawiła się tak znienacka, wręcz wdzierając się w moją osobowość i rozdzierając mnie od środka.

       A gdyby tak spróbować raz jeszcze, pokonać w sobie tą niepewność i zwalczyć w sobie uczucia niedające w nocy spać, wsiąść w auto, puścić ulubioną muzykę i nie oglądając się za siebie patrzeć na otaczający mnie świat, który sam w sobie jest odpowiedzią na wszystkie nurtujące mnie pytania? Wydaje się, że mogłabym spróbować, bo w gruncie rzeczy nie mam już nic do stracenia. Powstrzymuje mnie przed tym tylko jedna kwestia. Po co to wszystko, skoro po powrocie nie mogę Ci już powiedzieć jak bardzo u mnie źle i że mogę już nie mieć siły. W sumie nic dziwnego, przecież jej nie mam, bo myślenie i czucie wyjątkowo mnie obciąża.

       I już prawie chwytam za klamkę, prawie wciskam dzwonek do drzwi, prawie, bo wiem, że już Cię tam chyba dla mnie nie ma...