sobota, 8 sierpnia 2015

Zamień (MY) się.

       Drogi Panie. Wie Pan jak to mówią? Wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma. Dlatego też wpadłam dziś na zacny pomysł, bo ponoć tylko z takich słynę. Namówić bym Pana chciała na swego rodzaju grę, a nawet rzekłabym zabawę, a przecież oboje doskonale wiemy, że bawić się Pan zawsze lubił. Zwłaszcza uczuciami. A żeby Pana jeszcze bardziej zachęcić do udziału w tym przedsięwzięciu dodam jedynie, że wszystko w zasadzie jest już zaplanowane i to w najdrobniejszych szczegółach. Jedyne co musi Pan zrobić, to się zgodzić i dać się ponieść fantazji, a fantazję przecież ma Pan bujną, więc nie obawiam się w najmniejszym stopniu, że Pan sobie nie poradzi.

       Zasady są bardzo proste, nie ukrywam, że stworzone z myślą o Panu, żeby zaoszczędzić Pańskiego czasu na wszystkie te domysły i wyeliminować wszelkie wątpliwości. A więc na czym ta cała gra polega? A nie, przepraszam, jeszcze proszę dać mi chwilę, bo to co teraz powiem jest bardzo ważne. Otóż, zanim omówimy szczegóły musi Pan mieć jedno na uwadze. Jest to kwestia priorytetowa i tak naprawdę bez niej nie może Pan się dalej ze mną bawić. Jeśli zdecyduje się Pan ze mną zagrać i zaakceptuje wszystkie zasady, odwrotu już nie będzie. Lubi Pan wyzwania? Wiem, że tak. Przecież inaczej by tu teraz Pana nie było. Nie przedłużając. 
To jest ten moment, w którym należy podjąć męską decyzję. A wie Pan czym taka decyzja się charakteryzuje? Powiem o tym tylko dlatego, żeby być pewną, że się dobrze rozumiemy. Otóż jak sama definicja krzyczy, jest to nic innego jak odważna, ciężka czy tam trudna, świadoma i stanowcza decyzja, dodam jeszcze, podjęta bez wahania. Dużo trudnych słów. Więc ja to dla Pana specjalnie uproszczę. 
Jak się Pan chce ze mną bawić to bardzo proszę, ale w trakcie zabawy nie może Pan nagle rzucić zabawek i powiedzieć, że się ta gra Panu znudziła i już się Panu nie podoba. Jak we wszystkim w życiu, tak i tu trzeba być wytrwałym, no i trzeba być mężczyzną. A przecież doskonale wiemy, że żaden prawdziwy mężczyzna nie wyjdzie z imprezy bez pożegnania.

       Dam Panu chwilę. Niech Pan odsapnie, to w gruncie rzeczy nie jest tak skomplikowane jakby się wydawać mogło. Uprzedzam jednak Pana pytanie. Tak byli tacy, którym się nie udało. Dlaczego? Bo niestety chłopcy tak mają, że przy pierwszym niepowodzeniu odwracają się na pięcie i wracają do mamusi. No ale proszę Pana, nie jesteśmy przecież dziećmi. A i sama gra nie nadaje się dla osób o słabych nerwach i poniżej osiemnastego roku życia. Czuje się Pan lepiej? Możemy przejść do sedna sprawy? Mina nadal nietęga, ale oczy, tak w tych oczach widać pełną gotowość. Czyli co wchodzi Pan w to? Uh... Nieostrożnie dobieram słowa. A zatem proponuję usiąść wygodnie i nieco bardziej niż zazwyczaj wytężyć swój umysł.
No to siup!

       Gra nosi nazwę z angielskiego (of course) Role Reversal i jak Pan doskonale wie (podstawy chyba Pan ogarnia, chociaż poliglotą to Pan nie jest), oznacza to nic innego jak zamianę ról. Hmm... I teraz ma Pan pewnie nie lada zagwozdkę, ale proszę się nie martwić, przecież jestem tu po to, żeby Panu pomóc.
W grze biorą udział tylko dwie osoby, bo powiadają, że troje to już tłum (choć w pewnych kwestiach, mogłabym się z tym stwierdzeniem nie zgodzić), więc o co tak naprawdę tutaj chodzi? Otóż, na pewien czas, zamieniamy się rolami. Teraz to ja będę Panem, czyli osobą, która zupełnie nie ma ochoty z Panem rozmawiać, kompletnie Pana ignoruje i robi wszystko, aby nawet przez chwilę nie przebywać w Pana towarzystwie. Mało tego, aby nadać całej sprawie pikanterii, będę się umawiać bóg wie z kim, będę korzystać ze wszystkich możliwych rozrywek, a przy tym wszystkim, będę się zapierać jak tylko mogę, że ja tak generalnie, to nie mam ochoty nigdzie wychodzić i z kimkolwiek rozmawiać. A jak wrócę, bądź jak będę miała jakąś niecierpiącą zwłoki sprawę, wtedy może się i nawet do Pana odezwę, ale proszę się tak nie podpalać jak szczeniak. Jak sprawę załatwię, to dalej będę Pana omijać szerokim łukiem.
A co Pan robi w tym czasie? Niewiele więcej. Początkowo chodzi Pan i pyta. Ale odpowiedzi Pan nie dostanie, bo to by było za łatwe. Kilka razy jeszcze Pan próbuje, ale efekt jest ten sam. Później mówi Pan już coraz mniej. Bardziej obserwuje, zastanawia się i analizuje całą tą sytuację. Stara się interpretować pewne zachowania, ale bez większego skutku. Wtedy myśli Pan, że nadchodzi przełom, że czegoś się Pan dowie, bo nasz wzrok na krótką chwile, ale jednak, się ze sobą zbiegł. Niestety, to znowu ja wyciągam z Pana informację nie udzielając żadnych sensownych odpowiedzi na Pana pojedyncze pytania. Jedyne co Pan może, to cierpliwie czekać, aż to ja będę chciała wreszcie coś Panu o sobie opowiedzieć. Ale proszę się nie trudzić. Trochę to potrwa, gdyż ja teraz skupiać się będę na sobie. Tylko i wyłącznie.
A Pan? Pan się musi starać. I to podwójnie. Stawać na głowie i robić wszystko, abym zwróciła na Pana swoja uwagę. Tu z kolei liczy się kreatywność i zupełna dowolność, więc ma Pan pełne pole do popisu. Proszę jednak uważać, bo moje zainteresowanie może być tylko chwilowe i za moment okaże się, że musi Pan szukać dla mnie innej rozrywki, bo aktualnie ktoś inny zainteresował mnie bardziej. No, ale na tym to mniej więcej polega.

       Jest tylko jeden minus całej tej gry. Oczywiście minus dla Pana. Nigdy nie wiadomo kiedy ta zabawa się skończy. Nie ma ona określonego czasu, nie ma żadnego terminu ważności. Ale proszę się nie martwić, nie ma Pan przecież ciekawszych planów ma najbliższy czas, no chyba, że o czymś mi nie wiadomo, z tym, że wie Pan, ta gra polega właśnie na tym, że to nie Pan decyduje o wszystkim, tylko ktoś te decyzje podejmuje za Pana.

       A zatem myślę, że spokojnie możemy przystąpić do zabawy. Trzymam kciuki, życzę wytrwałości i powodzenia. A gdyby się okazało, że jednak nie daje Pan rady, to cóż proszę przyjść i powiedzieć, że to wszystko Pana przerosło, że nie może Pan tego wszystkiego dłużej znieść i musi się Pan z tego wszystkiego wypisać, bo to przerasta Pana siły.

       Proszę się nie martwić, nikt nie będzie krzyczał, ale jak Pan wie, w każdej grze zwycięzca może być tylko jeden, a ponieważ to ja ostatecznie mam większe szanse na wygraną, to dalej będę odgrywać swoją rolę. Wzruszę jedynie od niechcenia ramionami i uznam tą Pana porażkę, za moją nagrodę.

       Teraz chyba należałoby sobie pogratulować tej jakże uczciwej walki, ale jak podać rękę komuś, kto tak koncertowo spierdolił Panu życie?

czwartek, 6 sierpnia 2015

Obojętne mi...

       Czy tu będziesz, czy gdzieś wyjdziesz. Obojętne mi czy pracujesz, czy masz wolne. Obojętne mi z kim rozmawiasz i z kim się dzisiaj widzisz. Obojętne mi czy dziś wrócisz, czy zabalujesz do rana.

       No i szlag człowieka trafia, bo jak nagle wszystko może stać się obojętne? Jak dla kogoś bliskiego może stać się obojętny ktoś inny, kiedyś tak bliski. Co to jest w ogóle za uczucie, obojętność, jeżeli nie możesz w żaden sposób się do niego ustosunkować. Co innego jeśli cię ktoś nienawidzi, przynajmniej wiesz, żeby omijać go szerokim łukiem, albo wręcz przeciwnie, jeśli ktoś cię do szaleństwa lubi, to starasz się pielęgnować to uczucie w różnoraki sposób. A jeśli jesteś komuś obojętny, no to cóż, to tak jakbyś nagle, nie wiadomo kiedy, znalazł się w stanie nieważkości. Ani w górę ani w dół. I czekasz, czekasz aż ktoś pociągnie za sznurek i ściągnie cię do siebie na dół albo odepchnie cię kijem tak mocno, abyś odleciał jak najdalej od niego. Czy to właśnie na tym wszystko polega, aby być od kogoś, aż tak bardzo zależnym?

       Zastanawiam się co jakiś czas, z czego wynika owa obojętność. Z egoizmu? No bo czym, że innym jest egoizm jak nie tylko i wyłącznie dbaniem o własny interes? Jak ktoś czegoś bardzo chce, to uwierzcie mi potrafi na głowie stanąć, żeby zyskać coś dla siebie, uszczknąć kawałek tortu i to najlepiej ten z wisienką. A później? Później, zostaje po nim już tylko ten brudny jednorazowy talerzyk, którego nawet nie opłaca się myć, bo i tak nie można go będzie użyć po raz drugi, trzeci czy czwarty.
       Wiecie jeszcze na czym polega obojętność? Na wygodzie. A w dzisiejszych czasach, każdy chce zaznać trochę luksusu. Wtedy od ręki komfort życia też się poprawia. Bo o ile wygodniej jest po prostu nic nie mówić, niż przyjść i wyłożyć karty na stół? To przecież dziś takie nie modne, aby ze sobą normalnie, po ludzku porozmawiać. A jeżeli ktoś woli, to powiem nawet, że jest to oznaką braku szacunku. Ale jak można okazywać szacunek innym, skoro do samego siebie tego szacunku się nie ma.

       Wszystko o czym dziś czytacie, wcale nie jest takie proste jak by się wydawało. Byle kto nie może tak zwyczajnie przyjść i powiedzieć, obojętne mi to, bo zwyczajnie tak nie jest. A i tak macie wiele szczęścia jeśli w ogóle to usłyszycie. Takie słowa wypowiada jedynie osoba, dla której liczy się tylko i wyłącznie czubek własnego nosa. Dla kogoś, kto nie patrzy w przyszłość. Dla kogoś kto nie liczy się z uczuciami innych. Dla kogoś kto w swym zachowaniu jest arogancki i nieprzyjemny (świadomie bądź nie). Ale jednak.

       Może i to wszystko co mi się wydaje, to tylko moja bogata wyobraźnia, ale jeżeli kiedyś komuś nie było obojętne to, że lubisz spać po prawej stronie łóżka, to dlaczego teraz, z uporem maniaka, kładzie twoją poduszkę po lewej? Dlaczego nie przyjdzie i w twarz prosto ci nie powie, że sprężyny po prawej cisną w tyłek mniej?

       W zaistniałej sytuacji, nie pozostaje mi nic innego, jak uśmiechnąć się czule, zabrać poduszkę i pójść spać na kanapę.

środa, 5 sierpnia 2015

Marzenia nie mają ceny.

       Swego czasu, miałam na koncie dość pokaźną sumę pieniędzy. Na tyle pokaźną, że w zasadzie, nie musiałam się martwić o najbliższą przyszłość. Nawet gdybym została nagle bez pracy, mogłabym sobie pozwolić na spokojne bezstresowe życie, no przynajmniej przez jakiś czas. Daje to ogromny komfort psychiczny. Świadomość tego, że jest się zupełnie niezależnym, od nikogo, a także świadomość tego, iż na tą niezależność sama sobie zapracowałam. Jest tylko jedno ALE, po co mi te wszystkie pieniądze, skoro nie mam z kim ich wydawać? I tu wszystkie kobiety otwierają ze zdziwienia szeroko usta. Możecie je panie zamknąć. Od zawsze wychodziłam z założenia, że we dwoje zawsze jest raźniej.

       Później jednak jak to w życiu bywa, wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłam. Moje podejście do życia się zmieniło, bo poznałam kogoś, dla kogo warto było coś zmienić. Wiele aspektów mojego dotychczasowego życia przestało mieć znaczenie, a na ich miejsce wskoczyły zupełnie inne, nowe. Czy korzystniejsze? I tak i nie. Wiele mogłabym zmienić, wiele chciałabym przeżyć raz jeszcze, ale jak to mówią czasu nie cofniesz, młodsza nie będziesz.

       Wtedy zdałam sobie sprawę, że teraz kiedy już mam z kim budować swoja niezależną przyszłość, nie muszę już odkładać na później tego co miałam w planach kiedyś zrealizować, tym bardziej, jeśli realizacja moich marzeń idzie w parze z marzeniami tej bliskiej mi osoby. Wiecie jakie to uczucie, móc spełnić czyjeś marzenie? Nawet to z pozoru mało istotne dla ciebie, ale tak ważne dla tego kogoś? Móc mu towarzyszyć w najważniejszych momentach jego życia. Wspierać go w realizacji osobistych planów i wiedzieć, że jesteś pierwszą osobą, z którą chciałby się podzielić swoimi nawet najmniejszymi sukcesami, a do tego mieć możliwość całkowitej samorealizacji? Nie? No cóż, warto coś takiego przeżyć choćby raz w życiu. Kilka razy widziałam ten błysk w oku. Widziałam tą radości, której do dziś nie jestem w stanie zapomnieć i uśmiech tak szczery, jaki tylko można sobie wyobrazić. I dodam jedynie, że żadne pieniądze nie są w stanie tego zastąpić. Jest jeszcze jeden powód dla którego spełnianie marzeń jest tak piękną sprawą. Świadomość tego, że w pewnym, nawet maleńkim stopniu, przyczyniłaś się do zmiany, na lepsze, czyjegoś życia.

       Mam tylko jeden, mały dylemat, który od jakiegoś czasu nie daje mi spokoju. Czy spełnianie marzeń przez samego siebie daje więcej radości niż marzenia, które ktoś dla ciebie spełnił? A co więcej, być częścią tego marzenia, choć nie do końca oboje byliście tego świadomi? Oczywiste jest, że to co przychodzi łatwo, o wiele trudniej jest szanować i docenić. Może ma to większe odniesienie do kwestii materialnych, a może właśnie nie ma to żadnego znaczenia. Bo co za różnica czy zafundowałeś sobie trochę przyjemności sam czy z czyjąś pomocą? Jak mówiłam, bardzo ciężko mi się do tej kwestii odnieść, bo chyba nikt nigdy nie spełnił mojego marzenia. Z czego to wynika? Sama nie do końca wiem, może zwyczajnie są na tyle dziwne i nietypowe, że ciężko jest się komuś w ogóle za nie zabrać, zwyczajnie wymagają zbyt wiele zachodu a może po prostu nie mówię o tym co tak naprawdę chciałabym w swoim życiu zrealizować, bo boję się, że zostanie to odebrane jako mało ważne i nieistotne, tyle że tak naprawdę jak ktoś może powiedzieć, że moje marzenia są śmieszne czy mało ważne, skoro to są moje marzenia? Chyba osobiście preferuję metodę małymi kroczkami do celu.

       Nie wiem jak powinnam to wszystko interpretować, aczkolwiek ostatnimi czasy moje podejście do życia bardzo się zmieniło. Pewnie mają na to wpływ wydarzenia ostatnich tygodni, które w dość istotny sposób, odbiły się na moim życiu, zdrowiu i tym jak powinnam je postrzegać. A pomimo tego, nadal istnieje jedna kwestia, która z marzenia przepoczwarzyła się w koszmar. Jak do tego doszło? Jak na to pozwoliłam? Po dzień dzisiejszy nie mam zielonego pojęcia. Nie wiem też czy istnieje jakiekolwiek wyjście z tej sytuacji, bo póki co każde z nich wydaje mi się beznadziejne. Ciężko jest patrzeć jak wszystko wymyka ci się spod kontroli, a ty jedyne co możesz zrobić, to obserwować to ze stoickim spokojem, otwartą buzią i wybałuszonymi oczami.

       Tyle razy walczyłam ze sobą, chciałam się od tego wszystkiego odciąć, aby wreszcie to wszystko zmienić, aby to jedno marzenie nie stało się tym ostatnim. Więc czemu nadal tego nie zrobiłam?

       Jedynym racjonalnym wytłumaczeniem całej tej sytuacji jest fakt, że marzenia nie są racjonalne. Marzenia są po to by je spełniać.