czwartek, 21 maja 2015

Ja nigdy bym Pani nie odesłał do gazu.

     Och jak bardzo mi się marzy, aby w kilku prostych słowach, jak poeci w wierszach, opowiedzieć historię wielkiej miłości. Począwszy od pierwszych westchnień i spojrzeń kochanków po moment rozdarcia i panicznego strachu przed utratą drugiej połówki. Och jak bardzo podziwiam wielkich pisarzy za ich lekkość pióra i umiejętność doboru odpowiednich słów. Każde zdanie, każda fraza, każdy rym trafia w punkt i porusza mnie tak dogłębnie, że niekiedy nie potrafię się ocknąć i ze świata poezji wrócić do świata żywych. Och jakie to strasznie bolesne uczucie nie móc wyrazić za pomocą prostych słów swoich myśli, uczuć, pragnień, obaw. Tak bardzo czuję się pusta czytając piękne opowiadania i jednocześnie zdając sobie sprawę, że dokładnie to chciałam powiedzieć, ale zabrakło mi słów. A może to odwagi mi brak. Może boję się, że to co powiem zostanie zupełnie inaczej odebrane niż chciałam. Ale od kiedy to przejmuję się zdaniem innych.

       Och jak cudownie byłoby gdybym bez zbędnych frazesów umiała powiedzieć czym to wszystko co mnie teraz spotyka dla mnie jest. Bez przekleństw, bez zgryźliwości, bez... Bez całej tej niepotrzebnej otoczki, która tak naprawdę przysłania to co chcę powiedzieć.

       Och pomyślała i spojrzała w jego kierunku łapiąc się dosłownie na sekundę wraz z nim wzrokiem. Jednocześnie tak bardzo się speszyła, że nawet nie wiedząc kiedy patrzyła już zupełnie w innym kierunku, mając nadzieję, że on tego nie dostrzegł, ewentualnie speszył się jak ona i dlatego teraz towarzyszy im głucha cisza zakłócona przez miejski szum ulicznych korków. Pomyślała każdy gdzieś pędzi, każdy się do czegoś śpieszy, a przecież tak cudownie jest się zatrzymać na chwilę, złapać oddech i zatracić się w samym sobie bez opamiętania trzymając przy tym stęsknioną dłoń drugiej osoby. Pomyślała i nie wiedząc kiedy z jej oczu popłynęła jedna słona łza. Szybko przetarła rękawem swojego szarego swetra policzek, udając, że to kropla deszczu ni stąd ni zowąd pojawiła się na jej twarzy. Chyba będzie padać, powiedziała i wstała otrzepując spodnie na pupie od piasku i trawy. Popatrzył na nią dalej siedząc na krawężniku i zapytał z tym swoim błyskiem w oku to gdzie lecimy maleńka? Stała z otwartą buzią, tak jej się zdawało, a już na pewno z wybałuszonymi oczami, a przez jej głowę przeleciały setki odpowiedzi. Nie czekając dłużej na jej słowa, wstał, zabrał resztę wina do plecaka, złapał ją za rękę i zaczął iść niemal ciągnąc ją za sobą, po czym dodał znam fajne miejsce, zaufaj mi. Wszystko to wydarzyło się tak szybko i nieoczekiwanie, że nie zdołała nawet nic powiedzieć. Jedynie echem w jej głowie odbijały się jego słowa, które teraz wylewały się z jego ust jakby bez opamiętania. Opowiadał jej o wszystkim po trochu, tak jakby bardzo chciał, aby ona o tym wiedziała. Jakby chciał, aby go poznała bliżej. Ale po co, pomyślała i odwróciła się za siebie, jakby przypomniała sobie, że coś pominęła i musi wrócić aby to zabrać. Zatrzymał się, spojrzał na nią i chyba dostrzegł ten niepokój w jej oczach, który wylewał się z jej serca na chodnik tuż przed nim. Mała wszystko okey? Zapytał niepewnie, złapał ją w pasie i poczuł jak w tym samym momencie bierze głęboki wdech i rozpycha klatkę piersiową nową dawką powietrza tak łapczywie, że chyba zaraz pęknie. Uśmiechnęła się, zaciskając oczy tak mocno, aby żadna kropla łez z nich nie wypłynęła, już nigdy. Zabierz mnie tam gdzie nie będzie miejsca na pośpiech, na strach przed utratą chwili, bo każda chwila nie będzie miała końca. Zabierz mnie stąd bo... Kiwnął twierdząco głową i objął ją ramieniem wyznaczając dalszy kierunek wędrówki. Spojrzała na niego i widziała w jego oczach, postawie ciała i ruchach dumę. Dumny był, bo w swoich dłoniach trzymał drugą istotę. Trochę mniejszą i może nawet bardziej zagubioną niż on sam, ale co ważniejsze polegającą na nim. Zadziwiające, pomyślała, jak to facet zyskuje pewność siebie, kiedy czuje na plecach ciężar odpowiedzialności, słodki ciężar. Stanęli, spojrzał w górę, a ona śledziła jego wzrok. Jeszcze te kilkanaście schodków i jesteśmy na miejscu, dasz radę? Zaśmiała się, śmiechem tak szczerym i głośnym, że zrobiło jej się głupio. Znowu ten rumieniec, pomyślała i uwolniła się z jego ramion, aby jako pierwsza pokonać tą przeszkodę i poznać to cudowne miejsce, w którym spędzi dziś, a może nie tylko dziś, część swojego życia. Dotarła na szczyt. Rozejrzała się niepewnie. Spojrzała w prawo i dostrzegła w oddali miejski zgiełki. Samochody, tramwaje, autobusy i ludzie. Wszystko dudniło życiem, wszystko nadawało swój rytm, taki spójny, jednolity, a zarazem męczący i przytłaczający. Spójrz w lewo,powiedział, a ona zupełnie jakby rzucił na nią zaklęcie odwróciła głowę i dostrzegła to czego nigdy w życiu by się nie spodziewała. Na twarzy poczuła delikatny powiew majowego wiatru i ostre promienie słońca przebijające się jakby na siłę, przez korony drzew. Stała tak przez chwile i nie mogła uwierzyć własnym oczom. Pod jej nogami rozpościerała się piękna zielona trawa, jakby ją ktoś farbą pomalował. Była soczysta i tak intensywnie pachniała, że przez chwilę nie mogła złapać regularnego oddechu. Uderzyło ją to jak skwar, który towarzyszy ci po przespaniu letniej nocy w namiocie. Chce ci się spać, ale nie możesz już dłużej znieść tej duchoty, która jest tak silna, że niczym poparzony wybiegasz z namiotu, aby zaczerpnąć świeżego powietrza. Mówiłem, że jest spoko, powiedział, chwycił ją za dłoń i zaczął biec przed siebie. Gdy dotarli na miejsce, jak jej się zdawało, zatrzymał się, zrzucił plecak z ramion, rozłożył ramiona i powiedział uwielbiam to miejsce, czuję się jakby nie istniało w tej chwili nic innego. Jej oczy zaszły łzami i uśmiechając się do siebie powiedziała dziękuję, że mnie tu zabrałeś. Spojrzał na nią i dodał dla Ciebie wszystko maleńka. Usiadł na trawie, wyjął z plecaka wino i maleńki pakunek zawinięty w sreberko. Trzymaj, fajnie jest czasem odlecieć, niestety gorzej się wraca, ale warto. I niewiele myśląc zatracili się razem w tej chwili. On dalej opowiadał jej o sobie, ona lekko zawstydzona jedyne na co umiała się zdobyć to pojedyncze pytania bądź zdawkowe uśmiechy. Była szczęśliwa, wreszcie czuła się dobrze i bezpiecznie, kiedy on był w pobliżu. Wtedy zrozumiała, że nie liczy się nic poza tymi chwilami. Wtedy też wydarzyło się to czego najmniej się spodziewała. Zamilkł. Spojrzał w jej kierunku lekko pijanym wzrokiem i powiedział, opowiedz mi coś o sobie, coś czego nikt nie wie. Zamarła. Nie wiedziała co zrobić, tak bardzo nie lubi mówić o swoim życiu, a już w szczególności nie komuś kto jej się podoba. Jezu co on sobie o mnie pomyśli jak teraz nic nie powiem, nie mogę przecież milczeć, pomyślała i niewiele myśląc zrobiła coś co do tej pory w jej życiu się nie zdarzyło. Pocałowała go, delikatnie i namiętnie jednocześnie, po czym odsunęła się od niego, aby spojrzeć jaka jest jego reakcja i kiedy zobaczyła, że nadal ma lekko przymrużone oczy, dodała świetnie całuję.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz