niedziela, 22 lutego 2015

Dziewczyna o oczach w barwie Deszczu.

       Sam tytuł tej opowieści pewnie bardzo mnie zdradził. No cóż co sprytniejszy zrozumie, że to tylko metafora - przenośnia :) bo co za baran mógłby uwierzyć, że naprawdę chodzi o dziewczynę z przezroczystymi oczami? To by musiał być chyba wpis pracownika prosektorium. Nie no błagam was. SERIO?
       A zatem skoro już wiemy, co będzie tematem rozprawki bardzo proszę. Może jakiś ochotnik? Hmm... Nie trafiła mi się jeszcze tak nieśmiała grupa. Przecież dużo łatwiej zrobić to anonimowo wybierając sobie bardziej lub mniej fantazyjny pseudonim artystyczny. Dla przykładu: Pan i Władca (facet około 25-35 lat - w domu potulny jak baranek masuje żonie stopy bo jest w 6 miesiącu ciąży - za to w sieci może być sobą) albo Ruda_Kicia (kobieta około 30 lat - ma męża i dzieci, ale jej życie jest tak nudne, że szuka rozrywki na różnego rodzaju portalach).No cóż skoro nikt nie ma odwagi.

       Ostatnio widziałam pewien film. Poleciła mi go moja bliska osoba. Nie wiem po co. Chyba żeby dostać procent za opublikowanie tej historii. Co gorsza, nie dość że poleciła to jeszcze do tego trafiła w samo sedno.
Historia na pozór niepozorna. Jest sobie pewien mężczyzna (całkiem przystojny jak na aktora w tym przedziale wiekowym), no i jest kobieta - niezła kobieta. Teraz sobie zapewne myślisz "no zakochali się w sobie, rozstali, znowu zakochali... Tak to już jest w tych amerykańskich produkcjach".
A tu guzik (Kuba Guzik jakby to mój kolega powiedział). Miłość owszem odgrywa główną rolę, ale nie jest to taka miłość jak na filmach. On kocha ją. Ona. Kocha siebie. I teraz wszystkie kobiety:
  • że nie, 
  • że jak to, 
  • że to nie możliwe,
  • że to facet jest ten zły,
  • że zdradza, rani, upokarza
Owszem drogie Panie pewnie macie rację, ale przypominam wam, że to tylko film.
Dla ostudzenia emocji polecam udać się do kuchni po różnego rodzaju płyny. Przydadzą się do dalszej lektury. A ja na moment przepraszam. Idę po kawę. I wenę :)

       Tak więc jak mówiłam. Miłość. Jedno słowo. Dwie sylaby. A potrafi tak namieszać w ludzkim życiu. Prawda jest taka, że każdy z nas szuka idealnej miłości - dla siebie. Nie szuka się miłości dla kogoś i nie można też do tej miłości nikogo zmusić. I słyszę tam w oddali: "nie każdy człowiek szuka miłości". Otóż mylisz się. KAŻDY, z tym że inaczej rozumianej miłości. I nie mam tu na myśli tego, że jedni wolą czarne a inni blondynki. Mówię nie tyle o miłości do drugiej osoby, ale bardziej miłości do życia. Można kochać nie tylko kogoś ale i coś - przykład jak z poprzedniej historii. Można znudzić się czymś ale i kimś. A wracając do tematu. Wydaje mi się najbardziej rozsądnym opowiedzieć wam w wielkim skrócie o czym jest ten film.  Więc jak już wspominałam. Jest chłopak. Pracuje w dużej firmie i całkiem dobrze mu idzie. Realizuje swoje cele, ma dobre pomysły, ale przy tym jest nieśmiały, wycofany i nieufny. No i jest ona. Młoda ambitna, lubiana, dusza towarzystwa. Ponadto szalenie zdolna, ale leniwa. Przez większość filmu on ją goni, ona ucieka. Dla podgrzania atmosfery ona daje się złapać, ale nie oswoić. On z kolei na jakiś czas pozbywa się swoich obaw by za chwilę usłyszeć, że znowu jest łowcą goniącym swą zwierzynę.  I co chcecie mi powiedzieć, że gościu nie wpadł na to, że miłość jego życia ma go w... Po prostu się nim nie interesuje? No to powiem wam, że faktycznie tak było. Cierpiał, był szczęśliwy później znowu cierpiał i znowu był szczęśliwy. Zapytacie więc co z nią? No cóż. Ona była tylko szczęśliwa. Szczęśliwa, bo prowadziła takie życie jakie chciała. Miała dobrą pracę, a mimo to szukała lepszej. Zawsze na pierwszym miejscu stawiała siebie. Swoje potrzeby, pragnienia. Gdy nie miała na coś ochoty to tego nie robiła i nie istniał argument, który przekonałby ją do zmiany zdania. Miała też pewną wadę. Nigdy nie okazywała słabości. Wolałaby odwrócić się od wszystkich dookoła niż powiedzieć głośno, że coś jej w życiu nie wyszło. No i przy tym była bardzo niezdecydowana, mimo że na pierwszy rzut oka sprawiała inne wrażenie. Jakie jest zakończenie? Szczęśliwe. Nie mogę wam tylko powiedzieć dla kogo.

       Po 348 dniach nie jest trudno wcielić się w postać głównego bohatera (jaki by to nie był film). Zastanawia mnie tylko co kieruje ludźmi, którzy utożsamiają się z jakimś bohaterem popełniając te same błędy co on? Czy nie powinni nauczeni dokładnymi obserwacjami wyciągnąć potrzebnych wniosków i odmienić swoje życie? A przynajmniej spróbować?
A może chodzi o to, że opieramy swoje życie na konkretnej historii do momentu, aż się nie skończy? No bo takie są prawa Hollywood! Każdy film musi się kiedyś skończyć, dobrze czy źle musi. I dopiero tu zaczyna się nasza rola. Możemy dalej żyć w świecie filmu i całe życie zastanawiać się co zrobiłby nasz bohater gdyby historia dalej się toczyła, albo mając na uwadze to co spotkało naszego fikcyjnego odtwórcę głównej roli żyć tak, aby wyciągnięte wnioski przyniosły oczekiwane efekty w naszym, NASZYM prawdziwym życiu.

       Ja na przykład po obejrzeniu kopciuszka wiem, że naczynia same się nie pozmywają, więc biorę swój tyłek w troki i zabieram się do pracy bo do północy jeszcze dużo czasu i nie wiadomo co może się dziś jeszcze wydarzyć.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz