niedziela, 15 marca 2015

Spać po prawej lubię mniej.

       Ci którzy regularnie czytają moje nieregularne wpisy wiedzą, że zazwyczaj temat kryję puentę. Jednocześnie chyba powinnam wam współczuć, bo tracicie swój cenny czas, aby czytać te moje obłąkane myśli. Nie mniej, dziękuję! :)

       Otóż dziś mili Państwo będzie zupełnie inaczej. Och tak, ile razy już to słyszałam, "od dziś się zmienię", "będę inna", "to był ostatni raz", bla bla bla... No i po co wciskacie sobie cały ten shit? Prawda jest taka. Jeśli chcę coś zmienić, to zmieniam. Dla przykładu. Mam pracę, ale jest do bani. Codziennie sobie powtarzam, że ją zmienię, jednocześnie codziennie do niej chodzę. Rzuć ją. Z dnia na dzień. Rzuć ją. Wtedy masz pewność, że już do niej nie wrócisz i nadzieję, że znajdziesz coś innego. Dość abstrakcyjny przykład, ale wierzcie lub nie, sprawdza się.
Problem z podejmowaniem radykalnych decyzji polega również na tym jak ważna jest to decyzja, bo wiadomo, że o wiele łatwiej jest zmienić płyn do prania niż pralkę. Pewne decyzje są niestety też zależne od czasu. Na przykład, od kilku lat (czyli mniej więcej od momentu, aż osiągniesz pełnoletność) obiecujesz sobie, że zrobisz tatuaż. I na tym się kończy. Pewnego dnia jednak (czyli wtedy gdy wreszcie dojrzejesz do tej decyzji - ja gruszka która wreszcie ma odwagę spaść z gałęzi - bądź wreszcie jesteś finansowo niezależny) umawiasz się, dogadujesz szczegóły, wpłacasz zaliczkę i co? Musisz czekać. Miesiąc, dwa lub dłużej, zależy jak dobry jest artysta do którego trafiłeś. W tym wypadku jednak ciężko jest zawrócić. Zaliczki są zazwyczaj z dwoma zerami :)

       A wracając do tematu, który tym razem zaskoczy wszystkich poza mną, a tak na marginesie. Mogłabym dla odmiany choć jeden jedyny raz zaskoczyć samą siebie. Zrobić coś na co od dłuższego czasu brakuje mi odwagi. I nie mam tu na myśli, że pewnego dnia wypiję kawę bez mleka (to byłby dopiero wyczyn). Chodzi mi bardziej o to, że na przykład zacznę dotrzymywać danego sobie słowa i jak już podejmę jakąś decyzję i coś sobie obiecam to tej obietnicy dotrzyma. Pod warunkiem, że faktycznie wybiorę jedną z opcji, bo de facto nigdy tego nie potrafiłam.
I tak Mamo, mam Ci to za złe, że nie nauczyłaś mnie podejmowania decyzji. Mniej czy bardziej słusznych, ale samodzielnych, bo do dziś kiedy ktoś mnie pyta czy chcę pączka czy ptysia zaczynam się pocić, ręce mi drżą, a mój mózg zapala wszelkie możliwe czerwone diody i już wiem, że nie jest dobrze, bo muszę coś wybrać (a co za tym idzie coś odrzucić). Jedyne z czym nie mam problemu to wybór kawy i lodów, obojętnie w jakiej postaci zawsze są dla mnie dobre, a jeszcze w połączeniu.... hmmmm (ale to chyba kwestia uzależnienia). Gorzej jak muszę podjąć bardziej życiową decyzję (aczkolwiek nie ujmując nikomu - wybór ciastka na deser wcale nie jest błahą sprawą). Nie umiem sobie czegoś obiecać i twardo się tego trzymać. Zawsze mam wątpliwości, zawsze pewne obawy. Łatwiej jest mi czekać, aż ktoś tę decyzję podejmie za mnie, bądź w jakikolwiek sposób podświadomie popchnie mnie w którymś kierunku.

       Tak więc jeżeli stanowczo mówię, że wolę spać po lewej stronie łóżka, rusz dupę na druga stronę i nie zadawaj zbędnych pytań. Doceń to, że bynajmniej wiem jak i gdzie lubię spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz