sobota, 21 lutego 2015

Are you bored?

       "Znudzenie - brak zainteresowania czymś" - Słownik Języka Polskiego.

       Ale zaraz jak to czymś? Przecież znudzić można się również kimś. Kim? No nie wiem. Szefem, mężem, dziećmi, a niekiedy nawet najlepszym przyjacielem.
I kto mi teraz mądry powie kiedy do takiego znudzenia dochodzi? I co zrobić, aby tak się nigdy nie zdarzyło?

       Otóż NIE! Dokładnie tak!
Jak mi się tu taki mądrala znajdzie to osobiście poklepie po plecach. A wiadomo, plecy trzeba mieć (nie to co dupę).

       A wracając do tematu wyobraźcie sobie sytuację. Restauracja 5*. Rewelacyjne dania, wszystko super smacznie, ale monotonnie. Którego dnia byś nie przyszedł to na przystawkę dostajesz - wędzone na sianku jaja przepiórcze, na główne - wątróbkę dorsza na spalonym mleku, a na deser - kwiecistą tartę (dosłownie), nie wspominając o rachunku.
A jak wszystkim wiadomo powyższe dania wychodzą skąd? Dokładnie tak. Z kuchni. Dużego, surowego i pełnego metalowych przyrządów i maszyn pomieszczenia (przypominającego salę zabaw u Greya - a to mi się udało xD), gdzie paru gości w białych kitlach "spuszcza się" do garów all day, żeby wszyscy goście byli zadowoleni. Dzień jak co dzień, praca taka sama, gotują jedno i to samo przez caaały czas (a są tacy co pracują i 5 lat) - i teraz dokładnie wiemy co poczułeś. Niechęć, monotonie, NUDĘ?
       I właśnie dlatego, ktoś bardzo sprytny wymyślił menu, aby można było z każdym dniem serwować coś nowego, ulepszać stare receptury. Bawić się smakiem. I jak jesteś taki sprytny to powiedz mi jak takie menu wymyślić nie w restauracji, a w życiu codziennym?
Bo przecież jest to możliwe.

       Pamiętasz jak to jest być częścią tego małego świata? Doskonale wiemy, że wystarczy niewielka przestrzeń, dajmy na to balkon. W jeden z tych ciepłych wieczorów, kiedy słońce zaczyna powoli chować się za horyzontem rzucając resztki cieni na sąsiednie blokowiska. A ty patrzysz w jego oczy i w tym jednym momencie to jest dla ciebie cały świat.
W danej chwili nie liczy się nic i nikt. Nie ma znaczenia jaki jest dzień tygodnia i która godzina. Nie robisz nic. Dosłownie nic. Nie mówisz, nie dotykasz. Tylko patrzysz i jedyne co wolno ci zrobić to myśleć, marzyć, fantazjować jak by to było poczuć ciepło jego dłoni na twojej twarzy, smak ust delikatnie muskających twoje policzki, wargi i szyję, ale (to ważne) nie wolno ci się zdradzić. Musisz udawać, że teraz wcale się nad tym nie zastanawiasz, pleść trzy po trzy i mieć nadzieję, że twoje pełne blasku oczy cię nie zdradzą.
       Wiesz co jest w tym najpiękniejsze? Możesz robić to codziennie. Każdego wieczoru rozkładać swoje nagie myśli, potrzeby i pragnienia na tym samym balkonie i co? I gwarantuję ci, że nie będziesz mieć dość.

       I wtedy przychodzi jesień, która systematycznie ogranicza ci te przyjemne doznania, aby z czasem zupełnie ci je odebrać poprzez nadejście zimy.
Tu ktoś mądry powie - potrzeba matką wynalazku - i wpadasz na genialny pomysł, aby przenieść się do równie miłego miejsca zwanego kuchnią. Ale doskonale wiemy, że to już nie to samo. Światło świeci prosto w twarz, nic nie da się ukryć, a przecież po ciemku siedzieć nie będziecie.

       I teraz tak się zastanawiam, może w życiu każdego z nas przychodzi taka zima przez którą nie do końca jesteśmy sobą, a z tęsknoty za latem próbujemy sobie jakoś urozmaicić długie zimne wieczory nie do końca zważając na konsekwencje i skutki naszych decyzji.

       Nie wiem czy kiedykolwiek tak tęskniłam za wiosną. Za jej ciepłymi promieniami na mojej twarzy, które samoistnie wywołują uśmiech, jak za pomocą ukrytego przycisku ON/OFF w tych małych dołeczkach na policzkach.


       Chyba napiszę książkę. Joł!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz